Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 3 grudnia 2017

Kortez - „Mój Dom” [Recenzja]

            Człowiek ten jak mało kto potrafi drążyć w ludzkich emocjach. Potrafi dotrzeć do miejsc, których nigdy w życiu nie chcieliśmy odsłonić. Pierwszą płytą pt. „Bumerang” Kortez zrobił takie zamieszanie, że zapewne gdzieniegdzie jeszcze tli się ogień. Teraz smutny Pan z gitarą powraca z krążkiem pt. „Mój Dom”. Szczerze długo nie mogłem zabrać się za tę płytę, ponieważ Kortez wyciska ze mnie rzewne łzy. Po czasie postanowiłem jednak, że nie przejdę obok jego nowego albumu obojętnie i tak powstało o nim kilka słów. Do dzieła!


            Na okładce widnieje sam artysta prawdopodobnie ze swoim synem. Ma to odzwierciedlenie w treści płyty, dlatego uważam, że okładka choć prosta, to jest jednocześnie bardzo wymowna. Ukazuje artystę jako odpowiedzialnego i czułego mężczyznę. A kiedy już sama okładka rodzi w moich oczach drobniutkie łzy, to co musi być z treścią płyty? Pierwszy i na pewno nie ostatni plus! Aha, no i ciekawostką może być to, iż okładka płyty Korteza, jest uderzająco podobna do okładki płyty „Blues” zespołu Breakout.
          
  Zanim przejdę do treści, która jest kluczowa na tym krążku, muszę zająć się towarzyszącymi jej dźwiękami. Jedni piszą, że pod względem brzmieniowym Kortez niczego nowego nie proponuje, inni przeciwnie – dowodzą, że „Mój Dom” to coś zupełnie innego niż „Bumerang”. Sam nie wiem, co mam o tym myśleć. Dźwięk jest dla Korteza narzędziem potrzebnym, aby jeszcze mocniej uwypuklić emocje zawarte w tekstach, najważniejszych tutaj w mojej opinii. Uważam, że gdyby Kortez wyszedł na scenę i zaczął recytować teksty na sucho, to i tak byłoby to mocne i podobnie chwytałoby za serce.

Trudno nie zauważyć, że płyta utrzymana jest w jednostajnym brzmieniu, nie ma tu patosu ani zbędnych ozdobników, czyli nic nowego. Jednak nie jest to krytyka, bowiem naprawdę dużych umiejętności trzeba, by nagrać piosenkę dwu- bądź trzyakordową, która będzie uwielbiana przez ludzi. Aranżacje to szwadron niebywale smutnych dźwięków, chociaż momentami słuchacz może popaść w złudną wesołość, np. słuchając klawiszowego motywu w piosence „Pierwsza”.


            Muzykę na płycie tworzy świetna gra gitarowa połączona z równie świetnymi partiami klawiszowymi, będącymi mocną stroną każdej piosenki Korteza. Gitara i klawisze świetnie się przeplatają, są niczym Yin i Yang. Dodatkowymi smaczkami stają się nienachalne syntezatory, które spajają całą warstwę muzyczną w odpowiednim momencie, utrzymując przy tym melancholijny, lekko senny klimat, jak w piosence „We dwoje”, czy kojarzące się z latami osiemdziesiątymi syntezatory w piosence „Wyjdź ze mną na deszcz”. Oczywiście nie można zapomnieć o sekcji rytmicznej bas („Nic tu po mnie”) i perkusji, która choć drugoplanowa, nadal odgrywa ważną rolę, jak również o niesamowitych smyczkach, które pojawią się np. w piosence „Dobry Moment”.


           Tak jak już wspomniałem, muzyka ma być ścieżką prowadzącą wprost do tekstów. Gdyby muzyka była przepełniona popisami gitarowymi, klawiszowymi, turkotem basu i harmidrem talerzy, wówczas słowo zostałoby zepchnięte na drugi, a może i nawet dalszy plan, a przecież to ono jest dla Korteza najważniejsze. Postawiwszy na muzyczną prostotę, artysta może dotrzeć z nim do słuchaczy w dobitny sposób. Moi faworyci muzyczni: „Dobry Moment”, „Dobrze, że cię mam”, „Nic tu po mnie”.        


            Co można powiedzieć o samych tekstach Korteza? Bez nadmiaru  metafor i udziwnień językowych, a mimo to (a może właśnie dlatego) potrafią wyciskać łzy, ponieważ sugestywnie opowiadają prawdziwą historię. Kortez śpiewa o miłości i jej końcu, co jeszcze bardziej chwyta za serce.

I tak piosenka pt. „Pierwsza” stanowi wstęp do opowiedzianej na krążku historii. Wydawać by się mogło po pierwszych dźwiękach, że jest to piosenka o beztroskiej miłości, ale tak jest tylko z pozoru. W rzeczywistości to utwór o niełatwej relacji, a przy tym o poznawaniu samego siebie: „Ciągle przypominasz mi, że nie mam szans być jak ty, ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza”. Później otrzymujemy utwór „Dobrze, że cię mam” ze słowami: „Zrób wszystko tak jak chcesz, na tyle mnie już znasz, byle było tak jak jest”. Już nie mamy wątpliwości, że jesteśmy świadkami  słodko-gorzkiej historii, wypełnionej zawiedzionymi nadziejami i kłótnią: „ I znów mija nam już rok, to chyba właśnie to. Kłótnia w nocy, papierosy”.  Mimo wszystko słuchacz nadal jest przekonany, że w bohaterze pali się ogień miłości, taki, który może podpalić wszystko wkoło.

            Każda kolejna piosenka uzupełnia obraz prezentowanej pary. I tak np. w utworze „We dwoje” pokazano, jak wady drugiej osoby przeszkadzają w codziennym życiu i niszczą uczucie. Z kolei piosenka „Film przed snem” skupia się na toksyczności związku i zdawaniu sobie z niej sprawy: „Widzę jak cierpisz ze mną, nie mogę patrzeć jak cię ranię”. O bolesnym rozstaniu mowa natomiast w utworze „Dobry Moment”, w którym słyszymy:  „To dobry moment, już nie czekajmy”. Jakie są skutki owego rozstania? To ukazuje piosenka „Nic tu po mnie”: „I każdy słońca wschód wyjęty z tła ze zdjęć, na których jestem sam na sam z innym kimś”, „Od teraz nic tu po mnie, jeśli nie ma cię też”. Na koniec w piosence „Dziwny sen” widzimy  bohatera w majaku sennym obserwującego to, co miał, a co stracił bezpowrotnie: „Znowu mam ten dziwy sen, nasze łóżko i nasz dom”.   

         
   Resztę pozostawiam Wam! Uważajcie jednak, bo jest to historia mocna, która wyciska łzy. Płyta ukazuje to, czego wszyscy się boją – utratę najważniejszych dla człowieka wartości. Wymaga skupienia, nie można jej słuchać mimochodem.

            Podsumowując: album pt. „Mój dom” to krążek w jedną spójną fabułę zbierający osobiste przeżycia samego artysty. Nie ma tu pustych słów ani pustych dźwięków. I co ważne: Korteza nie dopadł syndrom drugiej płyty, gdyż przygotował nam płytę w mojej opinii lepszą od poprzedniczki. Stąd moja ocena to 8/10. Życzę powodzenia Kortezowi i pozostałym artystom! Oby dalej powstawały utwory tak piękne w swej prostocie!
                       

  
Recenzja: Przemek Ustymowicz
Korekta: Mariola Rokicka           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów