Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 29 listopada 2016

Ørganek - Czarna Madonna [Recenzja]

Dwa lata, jeżeli chodzi o wydawanie kolejnych płyt, to właściwie niedużo, jednak ja, słuchacz zachwycony poprzednią płytą, nie mogłem się doczekać kolejnego krążka Tomasza Organka. Kiedy utwór „Missisipi w Ogniu” wpłynął do sieci, już wiedziałem, że to, co nadchodzi, będzie mocne i niezwykłe. Czy rzeczywiście po świetnym debiucie i płycie „Głupi” Tomasz Organek nie zawiódł moich oczekiwań i nowy album, zatytułowany „Czarna Madonna”, też mnie urzekł? Przekonajmy się!


Okładka płyty trafia do moich ulubionych. Ciemne, zadrapane tło i umieszczony w centrum kwiat, który płonie, a płomienie uwydatniają go wśród czerni. Czy ten kwiat nie wydaje się Wam znajomy? Podobny widnieje na ciele wokalisty – ciekawe nawiązanie. Kiedy patrzę na tę okładkę w głowie układam sobie cały obraz, rzeczywistość, jaką buduje Organek na płycie. Mam kilka interpretacji tej okładki, bo przecież to ważne? Prawda? Okładka trafiona idealnie!

Album udowodnił, że jest to kolejny duży krok w karierze Organka. Jest to płyta odważna i zdecydowana. I dowodzi tego, iż Organek to nietuzinkowy, utalentowany artysta. Trudno porównywać „Czarną Madonnę” z poprzednim albumem, bo niby dalej jest to ten sam styl, jednak nie do końca. Na pewno jest energiczne, tak jak było poprzednio, jednak teraz ta energia jest bardziej skumulowana. Oprócz tego jest mocniej i dosadniej – w dobry tego słowa znaczeniu. Utwory takie jak „HKDK” czy „Get It Right” sprawiają, że mam ochotę rzucić wszystko i przez te parę minut wyszaleć się, zapominając o wszystkich problemach.


Na płycie spotykamy się z dużą ilością riffów, mocnych bębnów oraz, co najważniejsze, klawiszy, które wykonują świetną robotę. Płytę otwiera utwór ‘’Introdukcja’’, rozkręcający się z sekundy na sekundę. Jest niczym rozgrzewka przed dalszą częścią. Po nim następuje „Rilke” z jednym z lepszych riffów, jakie ostatnio słyszałem. Przy zwrotce lekko milknie, akordy grane są na raz, a towarzyszą im bębny. Kapitalne! Organek wie, jak udanie balansować między ostrym riffem a melancholią, której jest w sam raz. Rockowo-bluesowego klimatu nadają wspominane przeze mnie klawisze. Ciekawe zagrywki i smaczki słyszymy zwłaszcza w piosence „Ki Czort”, czyli kontynuacji historii z piosenki „Nazywam się Organek”. Muzycznym majstersztykiem jest natomiast utwór „Czarna Madonna”. Budując niepowtarzalny mroczny klimat, stanowi świetne zwieńczenie płyty. Mamy wrażenie, że instrumenty wydają z siebie nie tylko dźwięki, ale także całą gamę emocji, bo o to przecież chodzi w muzyce, aby wycisnąć każdy najmniejszy uśmiech i najmniejszą łzę. To na tej płycie czyni Organek. Wracając do ''Czarnej Madonny'', to myślę, że piosenka ta zagościła w moim sercu na długo, a może i na zawsze. O głosie samego Organka chyba nie muszę wspominać. Jest to klasa sama w sobie, głos niepowtarzalny, zdecydowany i charyzmatyczny, z lekką chrypą. A na tej płycie Organek szaleje, jak tylko może, i to na najwyższym poziomie. Czuje się w jego głosie, podobnie jak w muzyce, rozmaite emocje, od gniewu po melancholię.


Teksty Organka mają w sobie przeogromną magię. Jest w nich coś, co przyciąga, a potem całkowicie nas pochłania. Teksty są niełatwe, dalekie od jakichś schematów czy powtórzeń, a zarazem szybko wpadają w ucho. To głównie teksty osobiste, wspomnieniowe, a jak wiemy, Organek miał dość pokrętną drogę, zanim znalazł się tutaj z dwiema płytami. Na uwagę zasługuje m.in. „Wiosna”, utwór o upływie czasu i miłości, która po jakimś czasie wygasa, choć staramy się wszystko naprawić. Szkoda tylko, że dwa teksty są po angielsku. Trzeba jednak przyznać Organkowi, że potrafił zachować proporcje: dwa teksty po angielsku, dwa numery instrumentalne, a reszta po polsku. Nie chcę zagłębiać się bardziej w warstwę liryczną, bo nie o to tu chodzi. Te teksty mają coś w sobie, coś ma przekaz, chociaż wiem, że są osobiste, trafiają do nas niesamowicie. Myślę, że płyta nie należy do tych wesołych, jednak ciut optymizmu, każdy może się doszukać. Myślę, że Organek wyrzuca z siebie wiele za pomocą słów, a mnie to cieszy, ponieważ mogę przemyśleć razem z nim wiele kwestii. Interpretacje pozostawiam wam!


Recenzję zakończę w takim stylu, w jakim Organek zakończył swój krążek: „Czarna Madonna” uzyskuje ode mnie ocenę 9/10! Za nowe wydanie stylu znanego nam z poprzedniej płyty. Za świetne i soczyste riffy oraz przemyślane, właściwe zbalansowanie muzyki. Za teksty, czasem bardziej liryczne, czasem życiowo dosadne. Nawet za to, że płyta pozostawia niedosyt i znów z wielką niecierpliwością przyjdzie mi czekać na kolejny krążek artysty. Życzę powodzenia całemu zespołowi, bo płyta jest przecież zasługą nie tylko samego Organka. Udanych koncertów, wielu pięknych chwil, a przede wszystkim następnych piosenek! 

Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka 
Zachęcam do zbiórki, która przeznaczona jest na dalszy rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

niedziela, 20 listopada 2016

Fonetyka - Ciechowski [Recenzja]

Fonetyka, jak wszyscy wiemy, a może i nie, to jeden z działów lingwistyki, który zajmuje się dźwiękami ludzkiej mowy. A oprócz tego Fonetyka to zespół, który podjął się nie lada wyzwania. Otóż mój imiennik wraz z zespołem uczynili materiałem twórczym na swoją nową płytę wiersze wybitnej osobowości, jaką był Grzegorz Ciechowski. Wcześniej zajmowali się tekstami Andrzeja Bursy i Rafała Wojaczka, artystów równie jak Ciechowski wyjątkowych i kontrowersyjnych. Co udało się stworzyć Fonetyce? Sprawdźmy to!


Okładka jest prawdziwą gratką dla kolekcjonerów i innych osób, które uwielbiają sztukę. Zwariowany miszmasz, gdzie pierwszą rolę gra natura: noc, księżyc, dokoła czerwone maki, węże, grzyb, a na środku piękne ćmy. Słowem: piękna oprawa. Od płyty Julii Marcell pt. „Proxy” nie widziałem ładniejszej okładki. Buduje ona klimat, który towarzyszyć będzie całej płycie. Cudo, cudo!

Dzisiaj może zacznę od warstwy tekstowej. Jak wiemy, Ciechowski, znany chyba najbardziej z zespołu Republika, no i z Obywatela G.C., pozostawił po sobie niezapomniane teksty. Choć nie pamiętam czasów, w których tworzył, zdarzało mi się zasłuchiwać w jego kawałkach z ogromną namiętnością. Podziwiałem go za to, że potrafił ironicznie ukazywać rzeczywistość i bawić się słowem, ucząc jednocześnie pokory. Kiedy słuchałem słów piosenki „Nie pytaj o Polskę”, przeżywałem autentyczne wzruszenie, „Że nie ma dla mnie innych miejsc”. Wiedziałem zatem, ile trudu wymaga „ubranie” poezji w muzykę, szczególnie gdy są to teksty Ciechowskiego – polskiej ikony muzyki rockowej. 


Przemek Wałczuk bardzo dobrze wywiązał się z tego zadania. Czasem może słowa tracą rytm i melodyczność, jednak jest to mało słyszalne, zresztą od absolutnej regularności istotniejsze jest wrażenie niewymuszoności. Tematy są różnorodne. Płyta zaczyna się od piosenki pt. „To nie ja”. Ciechowski zawsze powtarzał, że kiedy pisze wiersze, ogarnia go jakaś siła, która daje mu natchnienie – i to właśnie jest treścią tej piosenki. Oprócz tekstów autotematycznych na płycie znajdziemy teksty z egzystencjalnymi refleksjami („Kropla” ze słowami: „Podobno my też, kiedy umieramy, spadamy tak w niebo. Zapominając, w końcu sobie stajemy się Bogiem”) czy kawałki o tematyce religijnej -‘’Spowiedź’’ – tekstowo jest to w mojej ocenie jeden z najciekawszych numerów na krążku. 
Polecam też pochylić się nad utworem „Remote Control”
To ciekawy tekst jakby przygotowany na różne nastroje odbiorców i otwierający tym samym różne drogi interpretacyjne. Każdy z nas może zobaczyć w nim coś innego. Oprócz tego niecodziennym smaczkiem jest to, że utwór śpiewa m.in. córka Ciechowskiego.


O ile tekstowo udało się Fonetyce osiągnąć wysoki poziom, o tyle muzycznie brakuje najzwyczajniej większego kopa, ostrości, która na pewno nie umniejszyłaby lirycznych wartości prezentowanych piosenek.
Fonetyka, natomiast zadbała o ciekawy klimat, dość psychodeliczny oraz dekadencki, tak aby muzyka wtapiała się w teksty, eksponowała je i robiła bardziej za otoczkę, ciekawe tło niż za motyw przewodni. Dlatego momentami wydaje się, że jest dość monotonnie pod względem brzmień, jednak nie na tyle, aby znudzić się płytą po odsłuchaniu np. trzech pozycji. Gitary są subtelne, raczej grane na raz, dopiero w refrenach słychać mocniejsze dźwięki. Oprócz tego mamy dużo rozkładanych akordów i parę melodycznych, jednak pozostających w smutnych klimatach, motywów. Do gitary nienachalnie przygrywa bas, a do niego perkusja – można by powiedzieć, że nic specjalnego, ale taką koncepcję mieli muzycy i to doceniam. Klimat muzyki jest ciekawy, deszczowy, wieczorny. Mało tutaj pogodnych dźwięków. Jest to materiał bardziej do przemyśleń niż do rozrywki. 


Wydaje mi się, że gdyby do tych standardowych elementów muzycznych dołożone zostały jakieś interesujące syntezatory, może nawet syntetyczny bas, który nadałby wyraźnych rysów oraz harmonii, wszystko nabrałoby ciekawszego wydźwięku. Materiał na pewno nie jest koncertowy, dlatego nie wiem, jak będzie wyglądała promocja płyty, lecz myślę, że znajdą się koneserzy takich klimatów z brakiem przesterów, szybkich i dźwięcznych solówek oraz tempa, gdzie wszystko to zamienione zostało na delikatne, wyciszone, smutne dźwięki.
Wokalnie – powiem krótko: Przemek Wałczuk wypadł dość jednostajnie, jednak miał przed sobą niełatwe zadanie. Sądzę, że czasem niepotrzebnie ucieka się do stylu Ciechowskiego i stara się barwą trochę do niego upodobnić, ponieważ  jest to nie do odtworzenia.



Ocena moja nie będzie najwyższa, bo album ten ode mnie do dziennika dostaje ocenę 6/10 punktów. Jednak doceniam inicjatywę i podjęcie się trudnego zadania starcia nieco kurzu z postaci uznanego artysty. Na pewno punkcik wskakuje za okładkę, która jest przecudowna i nie mogę się na nią napatrzeć. Niestety ucieka troszkę punktów za brzmieniową monotonię. Z mojej strony chcę jeszcze życzyć zespołowi dużo ciekawych pomysłów, odgrzebywania więcej takich perełek i tworzenia z nich dobrych numerów. Powodzenia! 

Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka 
Link do albumu: https://play.spotify.com/album/6sW4E3NJTFVDWDIYQN2CVK
Zachęcam do wsparcia w zbiórce, przeznaczonej na rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

niedziela, 13 listopada 2016

Bobby The Unicorn - Wywiad; ''Rozplątałbym supły we wszystkich głowach, to byłby dobry początek.''

Skorzystałem z uprzejmości Darka Dąbrowskiego doszczętnie i oprócz utworów, które mi wysłał, zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. Dlatego, dzisiaj porozmawiamy sobie troszkę na temat nowej płyty pt. ''Syreni Śpiew'', jak powstawała, co zostało w niej zawarte, o stanie niemiłości i innych. Serdecznie zapraszam do czytania!



DI: Dzień dobry, dzień dobry! No i jak tam nastroje, po wydaniu płyty? 

Darek: Cześć! Nastroje są dobre, jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego, lubię te pierwsze miesiące po wydaniu krążka.

DI: Możesz nam streścić, jak wyglądała praca nad krążkiem?

Darek: Pierwsze zarysy utworów nagrywaliśmy zespołem już rok temu na próbach, po paru miesiącach nagraliśmy w studiu sekcję rytmiczną, ja swoje partie gitar i klawiszy robiłem już później na spokojnie z samym realizatorem Maćkiem Bąkiem . Teksty na płytę powstały na absolutnym końcu prac , wyjątkami są utwory „Sierpień” „Niemiłość”, które nagrywałem w wakacje już bez zespołu moją ulubioną starą metodą – jeden dzień – jeden utwór , tam tekst był jeszcze przed muzyką, a partię wymyślałem na bieżąco zasadą „rób jak dzisiaj czujesz, a będzie dobrze”. 

DI: A co chcieliście zawrzeć na płycie, jeżeli chodzi o warstwę muzyczną? Wszystko wyszło tak jak chcieliście, czy jednak coś byście zmienili? 

Darek: Nic bym nie zmieniał, nie mam problemu z niezadowoleniem czy niespełnieniem, nie szukam długo brzmień, mam wizje którą szybko realizuję nie patrząc nigdy za siebie. Zależało mi na udanym romansie współczesnej elektroniki, dyskotekowych syntezatorów, bitmaszyn oraz bardziej retro gitar charakterystycznych dla moich dotychczasowych nagrań.

DI:Dlaczego zawarłeś na płycie, tylko osiem utworów? Nie czujesz lekkiego niedosytu?

Darek: Wiedziałem że osiem utworów tworzy jedną większą historię i nie czułem, że potrzebne jest jakiekolwiek uzupełnienie i wydłużanie. Świadomie ofiarowuje na „Syrenim Śpiewie” konkretny ładunek emocjonalny, liryczny i dźwiękowy, myślę że Julia Marcell na „Proxy” kierowała się podobnym myśleniem również wypuszczając osiem piosenek. 

DI: A pomysł na okładkę? Osobiście mnie urzekła.

Darek: To efekt wspólnej pracy mojej grafik Karoliny ( Kara Mateusiak ) i mojej. Mieszkamy razem i lubimy włączyć wieczorem Mario kart na Nintendo, miło  też wspominamy wszystkie wersje pokemonów na Gameboy'a. Okładka to nostalgia za tym designem, za 8-bitami zwłaszcza. 


DI: A gdybyś miał podać, takie znaczące różnice między ‘’Utopią’’, a ‘’Syreni Śpiewem’’, to co by to było? 

Darek: Pierwszy album był bardziej surowy, na drugim byłem już bardziej świadomy budowania soundu oraz używania cyfrowych urządzeń. Oddaliliśmy się od bardziej rockowej stylistyki  na korzyść swobodnego tańca. 

DI: A skąd inspiracja właśnie, taką starą muzyką? Czytałem, że dla ciebie nawet wzmacniacze muszą być stare, aby jak najlepiej oddawały klimat.

Darek: Lubię muzykę filmową , zwłaszcza klimaty Tiersena, tam jest pod tym względem najsmaczniej. Na nowym albumie jedynymi starymi instrumentami były moje gitary z lat 70 i 80, resztę łańcucha postawiłem na współczesne i kreatywne zabawki. 

DI: Odnosząc się teraz troszkę do jednej z moich ulubionych piosenek na tej płycie, to czy spotkałeś się kiedyś ze stanem niemiłości?

Darek: Tak, „Niemiłość”  to bardzo osobisty tekst i jest o dorosłym życiu w wielkim mieście. Niby jesteśmy otoczeni ludźmi przypadkowymi czy znajomymi, ale to tak duże multiwersum, można się pogubić - zwłaszcza samotnie. 

DI: Jako artysta czujesz się czasem źle w takim  ‘’multiwersum’’? 

Darek: Lubię różnorodność, lubię jak coś mnie zaskakuje, czym więcej podróży, tym szersza perspektywa i dystans, a co za tym idzie- zdrowsza ocena życiowych bieżących spraw.


DI: Dostrzegasz rozluźnienie ludzkich więzi, to że gonimy za sprawami, które tak naprawdę można odłożyć na później? 

Darek: Pracowałem kilka lat w korporacjach będąc przekonany, że buduję coś ważnego dla siebie . Patrząc na związki zawiązujące się wśród współpracowników widziałem bardziej wygodę i dorosły zimny rozsądek wspomagany presją uciekającego czasu, aniżeli ogień i emocje. Po jakimś czasie budzę się jako człowiek bez emocji, który wystukuje cyferki do komputera zamiast upić się i oglądać gwiazdy z kimś ważnym .

DI: Pisząc recenzje ‘’Syreniego Śpiewu’’, zauważyłem że świetnie operujesz słowem, swobodnie poruszasz się po warstwie lirycznej. Skąd pomysły na te wszystkie teksty? Jest coś co Cię konkretnie inspiruje? 

Darek: Odnalazłem się w pisaniu po polsku. Właśnie ta zabawa słowem i wieloznacznością którą znam od zawsze wpłynęła na warstwę liryczną. Wciąż ciężko mi wplatać „nowe” wyrazy w swoje teksty, „ Koń Trojański” był pierwszym tekstem gdzie użyłem nowych słów związanych z techniką i internetem. Najwięcej satysfakcji daje mi minimalizm doboru słów, pojawiają się słowa istniejące wyłącznie w domysłach. Na nowym albumie teksty piszę już bez interpunkcji co zwiększa możliwości ich interpretacji. 

DI: Chcesz docierać do jakiegoś zamkniętego grona ludzi, czy chcesz aby twoje teksty były ogólnie dostępne, żeby każdy mógł je zrozumieć?

Darek: Jestem prostym chłopakiem i pisze proste teksty o szczerych emocjach, muzyka w dzisiejszych czasach jest ogólnodostępna i wygodna, mamy streamingi, nie musimy już kombinować z dostępem do muzyki, to wszystko jest takie proste , prawda?


DI: Jesteś bardziej pesymistą, czy optymistą? 

Darek: Optymista zdecydowanie, kocham życie i śmiejmy się częściej bo szaro tu strasznie. Chciałbym aby moją muzykę i słowa odbierano jak najbardziej optymistycznie, jako dobre nastawienie wobec życia, miłości czy niezależności w dorosłym życiu.

DI: Jeżeli mógłbyś uczynić jedną rzecz, aby świat stał się lepszy to co by to był? 

Darek: Rozplątałbym supły we wszystkich głowach, to byłby dobry początek.

DI: Powiedz mi gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli cię usłyszeć? 

Darek: W listopadzie gramy w Lesznie, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie , Bydgoszczy i Łodzi, szczegółowe informacje dostępne na naszym facebooku!

DI: Życzę powodzenia, udanej promocji płyty oraz dziękuję z wywiad!

Darek: Wielkie pozdrowienia !


Wywiad przeprowadził Przemek Ustymowicz, Dźwiękami Inaczej
Odpowiadał Bobby The Unicorn
Link do Facebooka: https://www.facebook.com/bobbytheunicorn/
Zapraszam, również do wsparcia bloga w zbiórce: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

sobota, 12 listopada 2016

Bobby The Unicorn - ''Syreni Śpiew'' [Recenzja]

Kiedy usłyszałem piosenkę „Niemiłość”, która pojawiła się w sieci, ciarki rozeszły się po moim ciele, a wdech zrobił się cięższy z zachwytu. Piosenka przylepiła się do mnie jak rzep i choćbym pragnął się jej pozbyć, nie było to możliwe. Właściwie to się z tego cieszę. 11 listopada, w Święto Niepodległości, Bobby The Unicorn powraca z nowym krążkiem, zatytułowanym „Syreni Śpiew”. Niezwłocznie „wziąłem płytę na warsztat”. Przekonajmy się zatem, z czym wychodzi do nas Darek Dąbrowski.



Na początek od razu na konto wskakuje plusik za udaną okładkę. Nawiązuje ona do starych, dobrych gier komputerowych i popkultury. Na pierwszym tle widzimy piękne błękitne morze, a po bokach góry, otaczające drogę do wysp. Na jednej z nich dostrzegamy syrenkę, której wizerunek opracowano graficznie w stylu gier lat 90, tych na pegasusa. Okładka jest strzałem w dziesiątkę, świetnie wprowadza w klimaty płyty i osobiście mnie urzekła. Brawo!

A co Bobby The Unicorn oferuje nam muzycznie? Cała płyta to udane połączenie brzmień standardowych z nowoczesnymi. Nieprzerwanie przeplatają się ze sobą, co w efekcie daje nam bardzo subtelną i przepełnioną emocjami muzykę, w której można się zagłębiać bez końca. Syntezatory nadają harmonii, a resztę odczuć wywołuje gitara, która wplata niezwykle udane motywy, jak np. w piosence pt. „Gwiazdozbiory”. Słychać w niej ciekawy, lekko wytłumiony motyw i właśnie takie zabiegi gitarowe sprawiają, że płyta jest bardzo melodyjna. Na uwagę zasługuje również świetny aranż – nie ma tu przypadkowych czy nietrafionych dźwięków. 


Oczywiście nie mogę pominąć dźwięków gitary z piosenki „Niemiłość”, w której buduje ona niepowtarzalny klimat poprzez rozkładane akordy, co bardzo mi się podoba. Całość dopełniają delikatne dźwięki syntezatorów. W rezultacie mamy jedną z lepszych piosenek na tej płycie i w ogóle w polskiej muzyce. Ciekawy utwór pod względem muzycznym to także „Amsterdam”, który w całości jest instrumentalny. Dużo w nim nowoczesnego brzmienia – od perkusji, przez syntezatory, aż do gitary, a wszystko rozkręca się z sekundy na sekundę, efektownie budując napięcie. 


Utwory mogą się wydawać spokojne i melancholijne, ale płynie z nich, w moim odczuciu, dużo pozytywnej energii. Myślę, że od słuchacza zależy, czy muzyka zawarta na płycie będzie miała optymistyczny wydźwięk, czy nie. Ta wieloznaczność interpretacyjna muzyki (będącej dla niektórych niestety tylko otoczką dla tekstów) stanowi dodatkowy walor albumu.
Muszę wspomnieć też o barwie głosu Darka Dąbrowskiego, delikatnej i niespotykanej. Teraz niech każdy wyobrazi sobie utwory z tej płyty śpiewane przez kogoś innego. Macie to samo odczucie? I choć momentami głos wokalisty może wydać się dość monotonny i za mało energetyczny, do tej płyty wyjątkowo pasuje.


Jeśli chodzi o same teksty, to bohater piosenek sprawia wrażenie osoby niespełnionej uczuciowo. W piosence „Niemiłość” mówi o tytułowym stanie niemiłości, o tym, że nie rozumie słów używanych przez osoby zakochane, że język ten język po prostu jest mu obcy i zapomniany. Ów stan zacierania się wartości miłości można odnieść także do współczesnego świata, który zdewaluował pojęcie miłości, zresztą nie tylko międzyludzkiej. Interesujący tekst ma również piosenka „Gwiazdozbiory”, zwracająca uwagę na przepełnienie świata różnorodnością, w której można się zgubić. „...Ty będziesz nawigować po całym multiwersum...” – słyszymy. 
Dużo na płycie niedomówień, zabawy słowem, niejednoznaczności. Teksty nie należą do łatwych w odbiorze, ale to dobrze – zmuszają do przemyśleń, a że dotyczą ważnych kwestii, stanowią wartościową lekturę, która stroni od schematów utartych w sztuce pisania.



W ogólnym rozrachunku płyta wypada całkiem nieźle. Jedyną wadą jest mała ilość utworów i to, że niektórym słuchaczom płyta może wydać się nużąca. W moim przekonaniu to naprawdę solidny kawałek materiału z udanymi aranżacjami i ciekawymi tekstami, które tylko z pozoru mówią wciąż o tym samym – dodatkowe treści wynikają z kontekstów i ich niedosłowności. 


Ja płycie do mojego dziennika wstawiam ocenę 8/10 (tyle, ile jest utworów, tyle punktów, ha ha). Życzę udanej promocji płyty na koncertach, następnego ciekawego krążka, może tym razem z większą ilością utworów, oraz powodzenia. Aha, chciałem także podziękować Darkowi Dąbrowskiemu, który na moją prośbę przesłał mi utwory, znajdujące się na płycie. Dziękuję bardzo i jeszcze raz powodzenia!


Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka

Zachęcam do zbiórki, która przeznaczona jest na rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

środa, 9 listopada 2016

T.Love - T.Love [recenzja] „Ludzie podzieleni są, więc zróbmy tu balangę...”

Muszę przyznać bez bicia, że nigdy nie byłem wielkim fanem T.Love, jedynie parę utworów przewinęło się przez moje uszy – „King” czy „Warszawa”. Natomiast zdaję sobie sprawę, że zespół ten przez wiele lat swojej kariery zdobył ogromną grupę fanów. Mój tata zawsze zafascynowany był Muńkiem i jego twórczością, a z pokoju bądź garażu dobiegały słowa „Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje...”. Teraz T.Love powraca z nową płytą. Czy moje podejście do ich twórczości się zmieniło? Przekonajmy się! 


           Za okładkę płyty zatytułowanej po prostu „T.Love” jest odpowiedzialny znany Rosław Szaybo, który projektował  okładki np. dla Judas Priest i ich albumu „British Steel” czy płyty „Jazz” Milesa Davisa. Po takim uznanym grafiku spodziewałem się czegoś lepszego, czegoś, co będzie widoczne, niebanalne, wyjątkowe, czegoś, co będzie podkreślało całą twórczość zespołu, tym bardziej, że płyta nazywa się T.Love, jak zadecydował sam Muniek. A co dostajemy? Coś bardzo prostego i mało wyrazistego. Jaskrawe kolory, jak na ulicznych billboardach, nie mogły mnie zachwycić, chociaż podobno okładka wielu osobom się podoba.  


Zanim płyta weszła na rynek, w sieci dostępny był singiel „Pielgrzym”, później pojawiła się jeszcze piosenka „Marsz”. Wysłuchałem tych piosenek z dużą rezerwą, ponieważ, tak jak wspominałem, utwory T.Love zwyczajnie nie są w moim guście. Jednak „Pielgrzym” bardzo mnie zaskoczył, jeżeli chodzi o brzmienie. Przystępując do przesłuchania płyty, miałem zatem nadzieję, że większość piosenek będzie posiadała ciekawe partie gitarowe, a nie tylko dwa akordy na krzyż, grane ogniskowym biciem. No i tutaj zespół nie zawodzi. Na płycie słychać wiele ciekawych, rytmicznych i melodyjnych riffów. Dominuje gitara i myślę, że głównie z tego zespół jest znany. Jest skocznie i żwawo – właśnie za sprawą partii gitarowych, przy których od razu chce się skakać i szaleć. Materiał iście koncertowy. Piosenki, w których gitara naprawdę mi się podoba, to właśnie „Pielgrzym”, otwierający płytę, z dobrze ułożonym riffem oraz towarzyszącym mu, miłym dla ucha, dźwiękiem basu. 



 W piosence „Alkohol” gitara też brzmi ciekawie, jednak od razu usłyszałem znajomy riff, uderzająco podobny do tego z piosenki zespołu Jet pt. „Are You Gonna Be My Girl”. Klimatyczna zagrywa występuje także w utworze „Niewierny Patrzy na Krzyż”, gdzie z rytmem bębnów przypomina westernowe klimaty, rodem z filmów z Clintem Estwoodem.

Na płycie słuchać, że zespół z taką tradycją również podatny jest na nowoczesne brzmienia, jak jest to w przypadku innym zespołów, choć może nie są one tu tak uderzające. Nowatorskie brzmienia mamy choćby w „Pielgrzymie” – syntezator idealnie wpasowuje się w piosenkę, nadając fajnej świeżości. Utworem prawie w pełni elektronicznym jest „Ostatni Gasi Światło”. Nawet sam wokalista mówi w niej: „Zrobiliśmy taki numer disco...” Co może dziwne, zarówno muzycznie, jak i tekstowo bardzo mi się ten utwór podoba. Refren może rzeczywiście kojarzyć się z piosenkami Martyniuka, mimo to jest klimatyczny, chce się przy nim bujać, nadaje fajnego tła monologowi Staszczyka. Jednak utworem najlepszym według mnie jest „Lubitz i Brevik”. Piosenka mrocznie przenika przez słuchacza i w efekcie ma on odczucie, jakby sam siedział w mrocznej uliczce i słuchał słów kogoś naprawdę złego, pełnego pretensji i żalu.  


To, co na pewno cechuje tę płytę, to melodyczność oraz rytmiczność. Świetną robotę wykonała sekcja rytmiczna. Bas jest prosty, jednak wyraźnie słyszalny. Natomiast perkusja, co najważniejsze ani monotonna, ani zapętlona, nadaje utworom skoczności. Co jakiś czas słychać jakąś solówkę, która gdzieś przez parę sekund raczy nasze uszy, a czasem nowoczesne brzmienie, które niczym dobra przyprawa świetnie komponuje się w utworach.

Nigdy nie byłem fanem głosu Staszczyka, jednak nie mogę mu przyznać, iż nie jest specyficzny. Tutaj podoba mi się o wiele bardziej niż na innych płytach, z tym że dla mnie nadal to nie jest to. Oczywiście jest energicznie, momentami mocno, jednak ta barwa mnie „nie powala”. 

Po tym, jak usłyszałem „Błysk” zespołu Hey, wyjątkowo cenię długie, ciekawe monologi, mające ze śpiewem niewiele wspólnego, i chyba dlatego tak bardzo podoba mi się „Ostatni Gasi Światło”. Poza tym kawałkiem mam wrażenie monotonności w barwie i melodii głosu wokalisty.


Staszczyk porusza w piosenkach dość popularne tematy, dotyczące świata, różnych zagrożeń,  podziału w społeczeństwie, szczególnie tym polskim, co daje się słyszeć w piosence „Kwartyrnik”: „Ludzie podzieleni są, więc zróbmy tu balangę...” Ciekawym utworem, tak jak już mówił jest piosenka „Ostatni Gasi Światło”, przedstawiająca losy samego wokalisty, ale i Polski, z okresu  stanu wojennego i transformacji systemowej. Interesujący tekst ma też piosenka „Lubitz i Brevik”, która ukazuje obłęd w systemie oraz zbrodnicze zapędy osób niezrównoważonych psychicznie. Myślę, że jest się nad czym pochylić.



       Niestety tekstów, które przypadły mi do gustu, jest niewiele.  Niezbyt trafione słowa padają np. w piosence „Moi Rodzice”. Taka dedykacja to gest oczywiście bardzo zacny i piękny, jednak kiedy słyszę słowa „Po czwartej rano w tym szpitalu wyklułem się”, to wyobrażam sobie, jak Muniek wykluwa się z jajka niczym mały kurczak. Nie, nie, to zupełnie nie to. Można w tylu pięknych i niebanalnych słowach podziękować rodzicom i wyznać im miłość. Czy zatem musiał to być taki banał?!Żeby recenzja nie była zbyt negatywna, dodam, że podoba mi się, iż w tekstach nie owija się w bawełnę i czasami padają dosadne słowa – tak czasem trzeba śpiewać. Redaktor jednego z portali stwierdził, że Muniek jest jakiś wkurwiony, na tej płycie... Coś w tym jest!


          Płyta według mnie ma więcej minusów niż plusów, ale i te się znajdą. Za jej walor mogę uznać muzykę, która jest bardzo koncertowym, melodyjnym i wpadającym w ucho materiałem, a dodatkowo wpleciono w nią ciekawe nowoczesne brzmienie. Znajdziemy tu też kilka tekstów naprawdę mocnych, ukazujących  ponadczasowe wady Polaków i poruszających najświeższe tematy, takie jak np. problem uchodźców. Za to wszystko hmm... wystawiam płycie „T.Love” ocenę 5/10 – tak, aby fani byli zadowoleni, a ja nie działał wbrew sobie. Myślę, że fanom, którzy od lat słuchają piosenek tego zespołu wiele utworów wpadnie w ucho. Oczywiście nie zniechęcam osób, które nie spotkały się z twórczością T.Love. Wręcz przeciwnie, zachęcam do posłuchania. Czego mogę życzyć T.Love? Właściwie to niczego, ponieważ oni mają wszystko, ha ha. A tak na poważnie, to przede wszystkim kolejnych sukcesów! Do zobaczenia na koncercie! 


Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka 
Link do płyty: https://play.spotify.com/album/0lwrNm3WZY1QIgNoUKcvAR
DI 
Czytaj dalej »

Moja lista blogów