Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 24 listopada 2015

Kobiety - Podarte Sukienki

Zespół Kobiety został założony w 1999 roku, ja natomiast usłyszałem o nim dopiero niedawno przy okazji słuchania singla promującego ich nową płytę. To potwierdza, iż w Polsce jest masa świetnych zespół i nawet najbardziej zagorzały fan muzyki, będący na bieżąco z ostatnimi przebojami, zawsze może odkryć w niej coś ciekawego. Zespół pochodzi z Trójmiasta i jak można się dowiedzieć, gra muzykę rockową połączoną z muzyką popową – jest to tzw. avant-pop, choć w moim przekonaniu muzyka proponowana przez Kobiety wymyka się takiej kwalifikacji, reprezentując raczej bliżej nieokreślony gatunek. Dowodzą temu „Podarte sukienki”. 





Krążek zapakowany został w prostą, stonowaną okładkę, która niewątpliwie stanowi jego duży atut. Estetyczny minimalizm, bez przepychu i zbędnych szczegółów, za to z harmonią i w dobrym guście – to właśnie jest to, co lubię. Szkoda tylko, że sukienka przedstawiona na okładce nie jest podarta, jak sugerowałby tytuł płyty, a jedynie pomięta, to okładkę uznaję za w pełni udaną.



Gdybym chciał napisać o muzyce zawartej na płycie, krótko mógłbym napisać: ‘’bez owijania’’.  bo jest to głównie proste, czasem energiczne, a czasem spokojniejsze gitarowe granie, które wywołuje wiele pozytywnych odczuć. Porywa słuchacza delikatnością  i subtelnością muzycznych fraz, ich melodyjnością i wyrazistością. 

Nie brakuje tu lekkich elektronicznych smaczków (wyraźne w piosence „Pod nami rzeka”), jednak w utworach słychać zazwyczaj mało skomplikowane linie gitary rytmicznej oraz dobrze dobrane do nich rytmy perkusji, niebędące na szczęście nieprzyjemnym jazgotem. Wszystko to podkreśla bas, który tworzy znakomite tło rytmiczne. Do tego dochodzą jeszcze dźwięki klawiszy, profesjonalnie uzupełniające inne instrumenty elektroniczne. W rezultacie otrzymujemy brzmienia, przy których odpoczywamy, jednocześnie się nimi delektując. 





Tym, co z pewnością przykuje uwagę słuchaczy, są podsycające emocje psychodeliczne motywy gitarowe, które co jak co, ale potrafią wywołać ciarki na skórze, np. w bardzo spokojnym utworze, zresztą jednym z lepszych na płycie, „LSD’’ taki motyw nadchodzi jak wybuch podczas spokojnego spacerku – podobne zabiegi z reguły nie działają, a tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie.



 


Nie da się ukryć, że cała płyta jest efektem świetnych zabiegów muzycznych. Naprawdę długo myślałem, do czego mógłbym się przyczepić jako recenzent. Niestety... wszystko mi się podoba: lekkość muzyki, która subtelnie koi słuchacza, nawet jeśli są to szybsze utwory, zawarty w niej ogromny ładunek emocji, a przy tym duża ich różnorodność (znajdziemy tu całą gamę uczuć, od złości i rozgoryczenia, przez żal i smutek, po radość i euforię), jak również niebanalne odchodzenie od schematów, przy jednoczesnej prostocie rozwiązań artystycznych.



Stonowane kompozycje umiejętnie przepleciono na krążku bardziej energicznymi utworami, w związku z czym znajdzie tu coś dla siebie zarówno osoba szukająca spokoju i łagodnych brzmień (np. piosenka pt. „Szczęśliwy dzień”), jak i osoba poszukująca czegoś, co pozwoli jej się wyszaleć (np. piosenka pt. „Eksplozja cudów”). Podczas słuchania płyty, z piosenki na piosenkę, wydawało mi się, że każda kolejna jest lepsza niż poprzednia. 

Wieńczy je piosenka tytułowa, czyli „Podarte sukienki”. To w mojej ocenie jedna z lepszych piosenek, jakie udało mi się usłyszeć w tym naprawdę gorącym roku muzycznym, a na pewno najlepsza piosenka tej płyty. Może nie sprawdzi się ona jako radiowy hit, lecz wyjątkowo przenika naszą duszę i na długo pozostaje w pamięci. W dodatku skumulowane są w niej wszystkie emocje , przez co stanowić może doskonałe podsumowanie krążka. Świetna robota!







Dużym plusem jest ponadto wokal Grzegorza Nawrockiego, który dysponując łagodnym głosem, świetnie manewruje między niskimi a wyższymi dźwiękami. Buduje on pewnego rodzaju napięcie, momentami wprost elektryzując słuchacza. Może nie jest to wokalista wybitny, ale faktycznie wkłada serce w to, co robi, i bez przerysowania potrafi oddać rozmaite emocje.

Teksty nie są jakoś szczególnie skomplikowane, ale daleko im do tandety oraz monotonnych radiowych banałów. Są błyskotliwe, proste i dosadne. Być może co wrażliwsi odczują dyskomfort, słysząc słowa: …umrą pszczoły, a meteoryt rozpierdoli cały świat..., ale z drugiej strony po co owijać w bawełnę, składać trudne do bólu metafory i kolorować na siłę piosenki, skoro można wyrazić daną myśl prosto i zwięźle. Co ciekawe, wulgaryzmy wcale nie ujmują  płycie liryzmu. Wzbogaca go natomiast lekko ironiczne spojrzenie na świat – i to kolejna mocna strona tekstów.







Biorąc pod uwagę powyższe spostrzeżenia, śmiało mogę wystawić płycie ocenę 9/10. Dlaczego nie 10? Ponieważ Kobiety to nie Happysad. To oczywiście żart (dla sprostowania: Happysad to mój ulubiony zespół). A poważnie mówiąc, muszę raz jeszcze podkreślić, iż zespół Kobiety przygotował naprawdę ciekawy materiał: oryginalny i różnorodny, pikantny, ale i stonowany, bez przepychu czy zbędnych komplikacji. 

Kobiety jak to kobiety... Lubią skraść serce niejednego mężczyzny. Ja oddaję się im cały i z pewnością wielokrotnie będę wracał do niniejszego krążka. Pani Malwinie, która podesłała mi recenzowane tutaj utwory, serdecznie za nie dziękuję.
Cieszę się, że zespół Kobiety, choć dotychczas niedoceniany, płytą „Podarte sukienki” udowodnił, że należy do pierwszej ligi polskiej sceny muzycznej. Jedyne, czego mogę oczekiwać, to jego kolejne płyty i koncerty. Życzę muzykom samych sukcesów. Oby pozostali przy tym, co udało im się zbudować do tej pory.



Recenzja - Przemek Ustymowicz

Korekta - Mariola Rokicka
Czytaj dalej »

piątek, 6 listopada 2015

Semantyka - Cisza

Odkrycia możemy podzielić na te małe i na te większe oraz na te bardziej lub mniej znaczące. Moje odkrycie nie jest czymś wielkim, ale na pewno jest czymś znaczącym, jeżeli spojrzeć na to oczami fana muzyki. Mianowicie moje małe, lecz bardzo ważne odkrycie to zespół Semantyka, który pochodzi z Łodzi. Ostatnimi czasy wydał on album, który bardziej przypomina EP-kę – sam do końca nie wiem... Jest to dziełko, na które natknąłem się zupełnie przypadkiem – i bardzo dobrze, bo gdyby nie przypadek, możliwe, że nigdy o istnieniu Semantyki bym się nie dowiedział.





Na pierwszy ogień leci okładka, która prezentuje się nadzwyczaj skromnie. Minimalizm, spokój i harmonia są w zasadzie walorami tej okładki, według mnie całkiem udanej i pasującej do zgromadzonego na płycie materiału muzycznego. Czasem lepiej odstąpić od przesady, jedynie lekko zarysowując to, z czym za moment będziemy mieć do czynienia. Naprawdę korzystniej dostać zagadkę z wierzchu i rozwiązać ją po zajrzeniu do środka niż od razu otrzymać gotowe rozwiązanie.



Szybkim krokiem przejdę teraz do muzyki, którą śmiało można określić jako głośną ciszę. I właśnie owo określenie łączy wiele aspektów płyty: sam zespół, muzykę, okładkę etc.

W przypadku recenzowanej przeze mnie płyty muzyka jest głośną ciszą, która nie ma jednak nic wspólnego z hałasem, i to z tego krążka pan Piotr Rogucki powinien zaczerpnąć sposób obchodzenia się z elektronicznym brzmieniem. Po pierwsze nie spotkamy tutaj natłoku fonii, wyzwalającego mało przyjemne uczucie zagubienia i chaosu. Tym samym łatwo przeniknąć do sedna muzyki. Brzmienia nie trzaskają do drzwi, a zaledwie lekko w nie pukają. Po drugie muzyka gitarowa świetnie łączy się z nowoczesnością, wszystko z kolei podkreśla wyrazista linia basowa.





Motywy wykorzystane w utworach tworzą niezwykły, emocjonujący klimat, w którym mam ochotę pozostać jak najdłużej, zagłębiając się w kolejne rejony dźwięków. Co ciekawe, podczas pierwszego odsłuchania krążka muzyka wydawała mi się dość monotonna, jednak z każdym kolejnym odtworzeniem płyty odbierałem ją nieco inaczej i wyczuwałem całkiem inne smaki.



Mógłbym porównać ją tutaj do whisky, która z każdym łykiem zapewnia nam zupełnie inne odczucia. Niemniej jeżeli spróbujemy jej nie w porę lub za szybko, bez odpowiedniego delektowania się nią, możemy spotkać się z rozczarowaniem, a wtedy odstawimy ten trunek, nie dając mu już drugiej szansy. Podobnie jest z tym krążkiem: każdemu radzę posmakować go przynajmniej dwa razy, aby muzyka mogła wywołać w nim różne odczucia i emocje.


Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, dostrzegam duże podobieństwo z zespołem The xx, który osobiście uwielbiam – według mnie tak właśnie jak u nich powinny brzmieć instrumenty połączone z elektroniką. Udaje się to osiągnąć również Semantyce, która świetnie łączy ze sobą dwa światy muzyczne, bez fundowania nam przy tym zbędnego wrzasku oraz zgubnego galimatiasu







Wokalistką zespołu jest pani Alicja Migda, dysponująca głosem, który okazał się dla mnie niemałym zaskoczeniem za sprawą jego niskiego brzmienia – spowodowało ono, że gdyby nie słowa, z których wynikało, iż chodzi o kobietę, byłbym przeświadczony, że piosenki wykonuje mężczyzna.

I na tym kończą się superlatywy. Teraz niestety będzie pod górkę. Wokalistka według mnie za mało raczy nas śpiewem, rezygnując z niego na rzecz recytowania. W efekcie otrzymujemy coś na wzór poezji śpiewanej. Linie melodyczne są jak na moje ucho zbyt do siebie podobne, prawie identyczne. Ma to w sobie pewien urok, który niekoniecznie wychwycą wszyscy słuchacze. Co prawda jednolitość ta czyni z poszczególnych historii jedną wspólną opowieść prezentowaną w kilku odmiennych sceneriach, jednak na ogół jest to minus, ponieważ monotonna melodia może znużyć.



Minusem jest też stonowanie wokalu, skutkiem czego ani mnie on nie uniósł, ani nie zdołał pogłębić przeżywanych doznań. Czyżby był to celowy zabieg związany z wciąż powracającym na płycie wrażeniem ciszy? A może tylko wynik zwyczajnego braku „wyrobienia muzycznego”, bo jak wiemy, zespół jest bardzo młodym tworem.


Co do tekstów, w większości są naprawdę mocno liryczne. Da się to wychwycić przy drugim czy trzecim odsłuchaniu, gdyż tak samo jak przy muzyce, tak i przy słowach potrzeba czasu, aby w utworach na pozór schematycznych odnaleźć  niepowtarzalne subtelności





Podsumowując: mimo drobnych niedociągnięć jest to album, który zapada w pamięć. Kiedy się go słucha, chce się jeszcze więcej i więcej. Niestety zostaliśmy uraczeni tylko sześcioma utworami, ale i one smakują wybornie. Pozornie kolejny z wielu mało wyrazistych krążków, skrywa on jednak wiele nietypowych rozwiązań, czym przykuwa uwagę. Nie ma tu natłoku, w którym poruszalibyśmy się jak po śnieżnych zaspach. Przeciwnie: otrzymujemy coś świeżego i lekkiego, gdzie połączenie nowoczesności z gitarami daje wspaniałe brzmienie.
Z czystym serduchem daję płycie 7/10. To na dobry początek przede wszystkim za odejście od schematu, celne połączenie elektroniki z gitarami oraz brzmieniowe wyciszenie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś usłyszę o Semantyce.


Recenzja, 

Przemek Ustymowicz 

Korekta, 

Mariola Rokicka 


link do płyty za darmo: https://play.spotify.com/album/3iEfqPJToCBF7CfZqgYpr2



Czytaj dalej »

Moja lista blogów