Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 11 października 2016

Coma - ''2005 YU55'' [recenzja] ''...O przemijaniu i o jesieni''

Sztuka jest formą, w której dane tworzywo można lepić na wszelkie możliwe sposoby. To my kształtujemy w dziele świat, przestrzeń, my dostrzegamy szczegóły i obieramy własną drogę interpretacji. Jeżeli znamy postać Piotra Roguckiego, wiemy dobrze, że chce on wyłamywać się spod schematów przypisanych muzyce rockowej postrzeganej jako zwykła rozrywka. Właśnie dostajemy krążek Comy, na który dość długo kazali nam czekać artyści z Łodzi. Miałem okazję posłuchać płyty trzy dni po jej premierze. Nasuwa mi się wiele słów i spostrzeżeń , aby opisać album. Album? A może coś więcej? Przyjrzymy się „2005 YU55” z bliska. Do płyty dodatkiem jest wersja wydana w formacie wielkości DVD. Dołączone są do niej teksty, okulary 3D, kostka i koszulka. Ciekawe urozmaicenie!



Jeżeli zagłębimy się naprawdę mocno w płytę, to całą oprawę graficzną okładki uznamy za trafną w stu procentach. Niebieskie tło zacierające się z czernią przedstawia nam kosmos, natomiast w kolorowej poświacie znajduje się równie kolorowa i zniekształcona postać. Tutaj nie ma przypadków. Oprawa graficzna intryguje i nieodzownie łączy się z przekazem płyty, a to musi się podobać.


W wielu komentarzach na temat nowego dzieła Comy pada pytanie: „Gdzie jest stara Coma?”. Od razu zatem powiem, że „2005 YU55” nie jest płytą rozrywką, dobrą do słuchania w samochodzie czy wieczorami przy piwie. Coma postarała o coś innego, o coś, gdzie zaczyna się ambitna sztuka, a kończy nasza wyobraźnia. Dlatego płyta na pewno zbierze sporo, negatywnych opinii z którymi już się spotkałem. Myślę nawet, że jest to też pewna rekompensata za ostatni solowy album Piotra Roguckiego, zamysł bowiem jest podobny, ale zrealizowany o wiele lepiej. Mamy tutaj do czynienia ze swoistym dziełem literacko-muzycznym. O samej treści powiem jednak później. Teraz przejdźmy do muzyki. 


Jak dobrze słucha się czegoś, co w leczy moje rany po ostatnim albumie Chylińskiej. Tak właśnie powinno łączyć się elektronikę z muzyką rockową. Subtelnie! Według mnie wbrew temu, co piszą niektórzy, jest tu dużo starej Comy! Gitary towarzyszą nam praktycznie przez wszystkie kawałki. Brakuje mi jedynie jakichś dobrych solówek Witczaka, jednak myślę, że bez tego się obejdzie, bo w zamian mamy kilka dobrych motywów granych na gitarze, które uzupełniają muzykę, dodając melodyczności. Szczególnie ciekawy motyw pobrzmiewa w piosence „Inne jeszcze obrazy” (mam nadzieję, że to gitara, ha ha). Mocną gitarę przeplatają na płycie nowoczesne brzmienie i wyraziste riffy, z których znana jest grupa. Szczególnie intensywnym kawałkiem są „Zaduszki”, gdzie gitara dominuje na samym początku, by potem na parę sekund przygasnąć i znowu powrócić z całą energią. 

Podobny jest „Cwał”, lekko doprawiony nowoczesną technologią. Ale to dobrze, gdyż muzyka i muzycy muszą się rozwijać, w przeciwnym razie otrzymywaliśmy tylko wtórne rozwiązania. Matuszak też nie zawiódł na płycie! Jest on jednym z najlepszych polskich basistów, co potwierdza zwłaszcza w „Magdzie”. Fajny przesterowany bas brzmi tu wyraźnie i nadaje pędu całemu kawałkowi.  Z kolei w „Lipcu” bas jest delikatny i spowalnia piosenkę. Równie świetnie gra Adam Marszałkowski, jeden z moich ulubionych polskich perkusistów, klasa sama w sobie – jak zwykle.  Odpowiednio do potrzeb piosenki raz jest mocno i słychać dużo talerzy, to znów artysta wycisza perkusję, gdy utwór schodzi z tonu. Dodatkiem do perkusji jest elektronika, oczywiście we właściwych proporcjach.


W kawałkach znajdziemy dużo dobrej elektroniki. Wyraźna, świetnie kontrastująca z całością, nadaje kawałkom klimatu i subtelności. Jej motywy dobrane zostały z rozwagą i dlatego nie mamy tu do czynienia z muzyką klubową, tylko z prawdziwą sztuką. Myślę, że pod względem profesjonalizmu w wykorzystaniu elektroniki „2005 yu55” równa się z „Błyskiem”, o którym pisałem jakiś czas temu. Płyta muzycznie wprowadza w jesienny nastrój, pomimo jak zgaduję w całej historii jest lato. Dzieje się tak za sprawą wrażenie padającego deszczu, wiejącego wiatru, spadających liści oraz aury tajemniczości towarzyszącej piosenkom. Za pomocą dźwięków muzycy budują świat, który pochłania słuchacza. Mnie niejednokrotnie zrobiło się zimno mimo ciepła w domu.  

Do wszystkiego dochodzi głos Roguckiego, który jest odpowiedzialny za kumulacje emocji. Jeszcze głębiej wokalista wprowadza nas w świat przedstawiony na płycie. Odtwarza wszystkie możliwe emocje: złość, melancholię, roztargnienie etc. Zdążyłem się już przyzwyczaić  do nowego Roguckiego. Mało tego, spodobało mi się takie jego wcielenie, ponieważ, jak mówiłem, trzeba zmian, aby nie było nudno i monotonnie. To już chyba kultowy artysta na polskiej scenie muzycznej. Dysponuje głosem o niepowtarzalnej barwie, mocnej, brudnej i wyraźnej. W „Magdzie” raczy nas growlem. Oczywiście zachowuje rockowe klimaty, a przy tym potrafi być niezmiernie delikatny. Może z uwagi na ową subtelność i lekkie rozmarzenie bardzo przywiązałem się do utworu „Lipiec”, który był singlem zapowiadającym płytę, i teraz słucham go non stop. 


Warstwa tekstowa jest inna niż zazwyczaj. To budowana historia, o czym świadczą choćby niektóre tytuły piosenek, np. na płycie znajdują się trzy nazwane kolejno liczbami piosenki zatytułowane „Łąka”. Mamy głównego bohatera historii – Adama Polaka, dokładnie wskazanego w utworze pt. „YU55”. Ja, Adam Polak, leżałem na łące duchem... –  tak rozpoczyna się ta piosenka. Przyszło mu żyć w rozpędzonym, nieufnym świecie, pełnym ludzi goniących za karierą, obojętnych na przyrodę, podatnych na różne żądze.  W pewnym momencie Adam spotyka asteroidą  YU55, co opisane zostało w bardzo liryczny sposób w piosence pod taką samą nazwą. Po tym spotkaniu budzi się świadomość Adama, co odczytuję jako metaforę tego, że w życiu za wszystko trzeba płacić, nawet za swoje istnienie. Adam dostrzega, że ludzie są egoistyczni i pozbawieni wszelkich skrupułów, a życie opiera się na utartych mechanizmach, ograniczających wolność człowieka. Myślę, że Rogucki swoimi tekstami trafia w czuły punkt ludzkości w dzisiejszej dobie zepsucia. Aby pokazać złożoność relacji międzyludzkich, w opowieść wplata postać Magdy, będącej przypuszczalnie prostytutką. Teksty nie są łatwe w odbiorze, ale pozwalają za każdym odsłuchaniem doszukać się w nich czegoś nowego. Stanowią wyzwanie, interpretacyjną zagadkę, intrygującą i oszczędną w słowach, czasem dosadnych. A jak kończy się historia Adam Polaka, sami się dowiedzcie, tym bardziej, że każdy z nas jest takim Adamem Polakiem. Na pochwałę zasługuje kunszt językowy autora teksów. Nie brak tu też ciekawych opisów miejsc, przestrzeni, pór dnia, roku itd.


Och, co to była za podróż! Nie wiem, czy mogę oceniać płytę „2005 YU55” jak zwykły krążek, bo odbiega ona bardzo od tego, co serwują nam inne zespoły. Ujęcie spójnej historii, ciekawej i mającej przekaz, wręcz pochłania słuchacza. Dlatego album jest oceniany troszkę pod względem innych krytriów. Ocena, jaką stawiam temu albumowi, to 10/10 – za doskonałe łączenie elektroniki i rockowego grania, z którego znana jest Coma, oraz świetne przedstawienie świata za pomocą dźwięków. Za prawdziwe emocje w głosie Roguckiego. Za stworzenie świata, bohatera i spójnej, jednak dość trudnej w odbiorze, która wymaga dokładnego zagłębienia się historii. Za to, że płyta mnie ujęła i nie odstawię jej na półkę z innymi mało porywającymi płytami. Za to, że skłania do różnych przemyśleń. Płyta na pewno nie dla każdego i raczej nie po to, aby słuchać jej jak każdej innej płyty. Na kolejnym krążku oczekuję nowej formy, w końcu co za dużo, to nie zdrowo. Comie życzę sukcesów! Do zobaczenia gdzieś na koncercie. 


Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów