Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 6 grudnia 2016

Łąki Łan - „Syntonia” [Recenzja]

Łąki Łan ponoć rozpoczął swoją przygodę od jam session w Warszawie, co zaowocowało zespołem, który granie na żywo ma we krwi, a swoimi osobowościami i muzyką porywa słuchaczy. Teraz powraca z nowym dziełem – albumem zatytułowanym „Syntonia”. Syntonia to, zdaje się po grecku, współbrzmienie i oznacza sposób odnoszenia się do ludzi z chęcią ich bliższego poznania, zrozumienia ich pragnień, nawiązania kontaktu emocjonalnego etc. Czy taki kontakt udało się artystom – niezwykle barwnym postaciom –nawiązać ze mną – słuchaczem? Zbadajmy ten temat!


Podobno po zażyciu LSD człowiek ma poczucie zmiany kształtów, wyeksponowania barw. Może okładka „Syntonii” to skutek uboczny muzyki, która naprawdę działa jak narkotyk? Sam nie wiem. Spodziewałem się czegoś lepszego niż krzykliwe, rozmyte barwy, bo zazwyczaj okładki tego zespołu mnie zaskakiwały, by przypomnieć choćby okładkę płyty zatytułowanej „Armanda”. Możliwe, że niektórzy z Was dostrzegą tu coś więcej. Ja nie widzę. Dla mnie nie jest to okładka ani na minus, ani na plus. Krótko mówiąc: przeciętna.

Łąki Łan przyzwyczaił słuchaczy do tego, że porywa za sobą energią i pomysłowością, co bardzo dobrze świadczy o muzykach. Nie dziwi mnie zatem opinia, że koncerty zespołu są magiczne (wiem ze źródełka rodzinnego, ha, ha). Można też pokusić się o zdanie, że ekipa jest dość osobliwa – prawda? Ale to dobrze, ta niecodzienność zaciekawia i o to chodzi. Słuchacz całkowicie może się oderwać od prozy życia i przestać myśleć, zagłębiając się w rytm zwariowanych dźwięków. I dzięki temu grupa wydała już kilka albumów i zebrała masę fanów. Da się? Da.


Teraz w moje ręce wpada ich kolejne płytowe wydanie. Włączam krążek i szczęka opada do kolan. Kawałek „Mucha nie siada” w przeciągu dnia leci już z setny raz – tak dużo niesie ze sobą radości, pozytywnej energii i poczucia szczęścia. Również przy innych utworach z płyty czuć, że muzycy mieli sporo zabawy, kiedy ją nagrywali. Krążek stanowi ogromny mix syntezatorów, które razem z basem odgrywają tutaj główną rolę. Czy to wyszło? Oczywiście, że tak. Wszystko jest świadomie ułożone i zbalansowane. Nie ulega wątpliwości, że zespół położył nacisk głównie na taneczną i skoczną rytmikę, w której przeplatają się właśnie owe syntetyczne brzmienia. 

Oprócz tanecznych kawałków mamy też kompozycje bardziej zbite ze sobą, tworzące spokojniejsze klimaty. Mocny, mięsisty bas łagodzony jest tu elektroniką. Dawno nie słyszałem płyty, która pozwoliłaby mi na tyle uśmiechu, oderwanie się od szarzyzny dnia codziennego i zrelaksowanie. Interesującym utworem jest singlowy „Pola Ar”, w którym, tak jak wyżej napisałem, wszystkie skoczne rytmy są uzupełnione ciekawymi, elektronicznymi motywami, a w oddali słychać bas. Niestety, a może i „stety”, nie ma tutaj dużo dźwięków klasycznej gitary. Najbardziej słyszalna jest w utworze „Roznieczulacz Dusz”, w który wkrada się lekki przester, a na koniec jesteśmy raczeni solówką w klimatach zbliżonych do rocka. Oczywiście nie obyłoby się bez psychodelicznych dźwięków, rodem z horroru, przenikających przez słuchacza i pozostawiających gęsią skórkę. Najbardziej słyszalne są one w tytułowej „Syntonii”


Jednym słowem: muzyka na całej płycie jest na ogromny plus. Nic tak dawno nie przyniosło mi tylu radosnych wrażeń, szczególnie, że za oknami plucha. Z pewnością dźwięki zawarte na płycie mogą być lekarstwem na wszelakie strapienia, nie tylko na jesienne przygnębienie.
Jeżeli chodzi o linię wokalną, to tworzy ją swoista plątanina delikatności z rapem. Ciekawe połączenie, trzeba przyznać, ale jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że Paprodziad w wyjątkowy sposób urozmaica linie wokalne, co naprawdę działa, a co najważniejsze – nie nudzi. Mnie te wszystkie kompozycje z płyty przekonują. Zostały tak zbalansowane, że mamy czas na zmęczenie się skoczną zabawą, a potem chwilę oddechu i możliwość delektowania się harmonią, melancholią oraz ciekawymi syntetycznymi dźwiękami, dopełniającymi całość.


Warstwa liryczna jest tylko tłem i choć odnosi się do innej, absurdalnej rzeczywistości, gdzie nie chce się brać słów na serio, to jednak człowiek zaczyna układać sobie z nich w głowie jakieś ciekawe schematy. To też jest fenomenem grupy, że dostarcza teksty rozrywkowe, w których można doszukać się głębszego sensu. Sami artyści dają ogromną dowolność interpretacji. Jak mówią:
POLA AR – radosna, energetyczna, taneczna, piosenka o bezkresnej Miłości, która wypełnia Wszechświat.

Pola Ar może być kobietą, z którą chce się przeżyć całe życie.
Pola Ar może być dzieckiem, owocem miłości, w którym tli się kawałek nas samych.

Pola Ar jako niezwykli, różnorodni ludzie, którzy nas otaczają.

Pola Ar jako przyroda, natura, jej piękno, subtelność i mądrość z niej płynąca.

Pola Ar jako energia, pole morfogenetyczne, duch, który nas przenika, w którym jesteśmy zanurzeni i którego częścią jesteśmy.

Pola Ar jako Wyższa Świadomość, Źródło, Jaźń, Bóg, RA’’.

Tak właśnie brzmią teksty na najnowszej płycie zespołu. Właściwej treści nabierają dopiero w połączeniu z muzyką, co daje nam gotowy produkt, i to nie byle jaki.


Wszystko, o czym wspomniałem, składa się na jedną z lepszych płyt w bieżącym roku. Oczywiście moim zdaniem, bo pewnie znajdą się osoby, które zapytają: „Ale jak to? Przecież to czysta rozrywka, nie ma nad czym się pochylić, zastanowić, bla bla bla...”. Tyle że rozrywkowy charakter płyty nie umniejsza jej wartości. Mnie zabrała ona w ciekawą podróż przez inną, niezwykłą krainę, jaką tworzą artyści, równie barwni jak ich dzieło . Dlatego ja płycie daję do dziennika 9/10 – za kawałki takie jak „Mucha nie siada”, który jest megapozytywny i na pewno nie raz jeszcze popłynie z moich głośników, za utwór „To Remember” z delikatnością w czystej postaci i niepowtarzalnym klimatem, oraz za kilka innych piosenek, dzięki którym album ten układa się w niepowtarzalną całość, a także za użycie elektroniki we właściwy, wyważony sposób. Artystom życzę powodzenia! A sobie życzę, aby spełniło się moje marzenie, by znaleźć się na ich koncercie.


Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Dźwiękami Inaczej
Link do płyty: https://play.spotify.com/album/67x8nMbnmsYrOiSs92AMSH
Zachęcam do zbiórki, której cel przeznaczony będzie na dalszy rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26

Czytaj dalej »

wtorek, 29 listopada 2016

Ørganek - Czarna Madonna [Recenzja]

Dwa lata, jeżeli chodzi o wydawanie kolejnych płyt, to właściwie niedużo, jednak ja, słuchacz zachwycony poprzednią płytą, nie mogłem się doczekać kolejnego krążka Tomasza Organka. Kiedy utwór „Missisipi w Ogniu” wpłynął do sieci, już wiedziałem, że to, co nadchodzi, będzie mocne i niezwykłe. Czy rzeczywiście po świetnym debiucie i płycie „Głupi” Tomasz Organek nie zawiódł moich oczekiwań i nowy album, zatytułowany „Czarna Madonna”, też mnie urzekł? Przekonajmy się!


Okładka płyty trafia do moich ulubionych. Ciemne, zadrapane tło i umieszczony w centrum kwiat, który płonie, a płomienie uwydatniają go wśród czerni. Czy ten kwiat nie wydaje się Wam znajomy? Podobny widnieje na ciele wokalisty – ciekawe nawiązanie. Kiedy patrzę na tę okładkę w głowie układam sobie cały obraz, rzeczywistość, jaką buduje Organek na płycie. Mam kilka interpretacji tej okładki, bo przecież to ważne? Prawda? Okładka trafiona idealnie!

Album udowodnił, że jest to kolejny duży krok w karierze Organka. Jest to płyta odważna i zdecydowana. I dowodzi tego, iż Organek to nietuzinkowy, utalentowany artysta. Trudno porównywać „Czarną Madonnę” z poprzednim albumem, bo niby dalej jest to ten sam styl, jednak nie do końca. Na pewno jest energiczne, tak jak było poprzednio, jednak teraz ta energia jest bardziej skumulowana. Oprócz tego jest mocniej i dosadniej – w dobry tego słowa znaczeniu. Utwory takie jak „HKDK” czy „Get It Right” sprawiają, że mam ochotę rzucić wszystko i przez te parę minut wyszaleć się, zapominając o wszystkich problemach.


Na płycie spotykamy się z dużą ilością riffów, mocnych bębnów oraz, co najważniejsze, klawiszy, które wykonują świetną robotę. Płytę otwiera utwór ‘’Introdukcja’’, rozkręcający się z sekundy na sekundę. Jest niczym rozgrzewka przed dalszą częścią. Po nim następuje „Rilke” z jednym z lepszych riffów, jakie ostatnio słyszałem. Przy zwrotce lekko milknie, akordy grane są na raz, a towarzyszą im bębny. Kapitalne! Organek wie, jak udanie balansować między ostrym riffem a melancholią, której jest w sam raz. Rockowo-bluesowego klimatu nadają wspominane przeze mnie klawisze. Ciekawe zagrywki i smaczki słyszymy zwłaszcza w piosence „Ki Czort”, czyli kontynuacji historii z piosenki „Nazywam się Organek”. Muzycznym majstersztykiem jest natomiast utwór „Czarna Madonna”. Budując niepowtarzalny mroczny klimat, stanowi świetne zwieńczenie płyty. Mamy wrażenie, że instrumenty wydają z siebie nie tylko dźwięki, ale także całą gamę emocji, bo o to przecież chodzi w muzyce, aby wycisnąć każdy najmniejszy uśmiech i najmniejszą łzę. To na tej płycie czyni Organek. Wracając do ''Czarnej Madonny'', to myślę, że piosenka ta zagościła w moim sercu na długo, a może i na zawsze. O głosie samego Organka chyba nie muszę wspominać. Jest to klasa sama w sobie, głos niepowtarzalny, zdecydowany i charyzmatyczny, z lekką chrypą. A na tej płycie Organek szaleje, jak tylko może, i to na najwyższym poziomie. Czuje się w jego głosie, podobnie jak w muzyce, rozmaite emocje, od gniewu po melancholię.


Teksty Organka mają w sobie przeogromną magię. Jest w nich coś, co przyciąga, a potem całkowicie nas pochłania. Teksty są niełatwe, dalekie od jakichś schematów czy powtórzeń, a zarazem szybko wpadają w ucho. To głównie teksty osobiste, wspomnieniowe, a jak wiemy, Organek miał dość pokrętną drogę, zanim znalazł się tutaj z dwiema płytami. Na uwagę zasługuje m.in. „Wiosna”, utwór o upływie czasu i miłości, która po jakimś czasie wygasa, choć staramy się wszystko naprawić. Szkoda tylko, że dwa teksty są po angielsku. Trzeba jednak przyznać Organkowi, że potrafił zachować proporcje: dwa teksty po angielsku, dwa numery instrumentalne, a reszta po polsku. Nie chcę zagłębiać się bardziej w warstwę liryczną, bo nie o to tu chodzi. Te teksty mają coś w sobie, coś ma przekaz, chociaż wiem, że są osobiste, trafiają do nas niesamowicie. Myślę, że płyta nie należy do tych wesołych, jednak ciut optymizmu, każdy może się doszukać. Myślę, że Organek wyrzuca z siebie wiele za pomocą słów, a mnie to cieszy, ponieważ mogę przemyśleć razem z nim wiele kwestii. Interpretacje pozostawiam wam!


Recenzję zakończę w takim stylu, w jakim Organek zakończył swój krążek: „Czarna Madonna” uzyskuje ode mnie ocenę 9/10! Za nowe wydanie stylu znanego nam z poprzedniej płyty. Za świetne i soczyste riffy oraz przemyślane, właściwe zbalansowanie muzyki. Za teksty, czasem bardziej liryczne, czasem życiowo dosadne. Nawet za to, że płyta pozostawia niedosyt i znów z wielką niecierpliwością przyjdzie mi czekać na kolejny krążek artysty. Życzę powodzenia całemu zespołowi, bo płyta jest przecież zasługą nie tylko samego Organka. Udanych koncertów, wielu pięknych chwil, a przede wszystkim następnych piosenek! 

Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka 
Zachęcam do zbiórki, która przeznaczona jest na dalszy rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

niedziela, 20 listopada 2016

Fonetyka - Ciechowski [Recenzja]

Fonetyka, jak wszyscy wiemy, a może i nie, to jeden z działów lingwistyki, który zajmuje się dźwiękami ludzkiej mowy. A oprócz tego Fonetyka to zespół, który podjął się nie lada wyzwania. Otóż mój imiennik wraz z zespołem uczynili materiałem twórczym na swoją nową płytę wiersze wybitnej osobowości, jaką był Grzegorz Ciechowski. Wcześniej zajmowali się tekstami Andrzeja Bursy i Rafała Wojaczka, artystów równie jak Ciechowski wyjątkowych i kontrowersyjnych. Co udało się stworzyć Fonetyce? Sprawdźmy to!


Okładka jest prawdziwą gratką dla kolekcjonerów i innych osób, które uwielbiają sztukę. Zwariowany miszmasz, gdzie pierwszą rolę gra natura: noc, księżyc, dokoła czerwone maki, węże, grzyb, a na środku piękne ćmy. Słowem: piękna oprawa. Od płyty Julii Marcell pt. „Proxy” nie widziałem ładniejszej okładki. Buduje ona klimat, który towarzyszyć będzie całej płycie. Cudo, cudo!

Dzisiaj może zacznę od warstwy tekstowej. Jak wiemy, Ciechowski, znany chyba najbardziej z zespołu Republika, no i z Obywatela G.C., pozostawił po sobie niezapomniane teksty. Choć nie pamiętam czasów, w których tworzył, zdarzało mi się zasłuchiwać w jego kawałkach z ogromną namiętnością. Podziwiałem go za to, że potrafił ironicznie ukazywać rzeczywistość i bawić się słowem, ucząc jednocześnie pokory. Kiedy słuchałem słów piosenki „Nie pytaj o Polskę”, przeżywałem autentyczne wzruszenie, „Że nie ma dla mnie innych miejsc”. Wiedziałem zatem, ile trudu wymaga „ubranie” poezji w muzykę, szczególnie gdy są to teksty Ciechowskiego – polskiej ikony muzyki rockowej. 


Przemek Wałczuk bardzo dobrze wywiązał się z tego zadania. Czasem może słowa tracą rytm i melodyczność, jednak jest to mało słyszalne, zresztą od absolutnej regularności istotniejsze jest wrażenie niewymuszoności. Tematy są różnorodne. Płyta zaczyna się od piosenki pt. „To nie ja”. Ciechowski zawsze powtarzał, że kiedy pisze wiersze, ogarnia go jakaś siła, która daje mu natchnienie – i to właśnie jest treścią tej piosenki. Oprócz tekstów autotematycznych na płycie znajdziemy teksty z egzystencjalnymi refleksjami („Kropla” ze słowami: „Podobno my też, kiedy umieramy, spadamy tak w niebo. Zapominając, w końcu sobie stajemy się Bogiem”) czy kawałki o tematyce religijnej -‘’Spowiedź’’ – tekstowo jest to w mojej ocenie jeden z najciekawszych numerów na krążku. 
Polecam też pochylić się nad utworem „Remote Control”
To ciekawy tekst jakby przygotowany na różne nastroje odbiorców i otwierający tym samym różne drogi interpretacyjne. Każdy z nas może zobaczyć w nim coś innego. Oprócz tego niecodziennym smaczkiem jest to, że utwór śpiewa m.in. córka Ciechowskiego.


O ile tekstowo udało się Fonetyce osiągnąć wysoki poziom, o tyle muzycznie brakuje najzwyczajniej większego kopa, ostrości, która na pewno nie umniejszyłaby lirycznych wartości prezentowanych piosenek.
Fonetyka, natomiast zadbała o ciekawy klimat, dość psychodeliczny oraz dekadencki, tak aby muzyka wtapiała się w teksty, eksponowała je i robiła bardziej za otoczkę, ciekawe tło niż za motyw przewodni. Dlatego momentami wydaje się, że jest dość monotonnie pod względem brzmień, jednak nie na tyle, aby znudzić się płytą po odsłuchaniu np. trzech pozycji. Gitary są subtelne, raczej grane na raz, dopiero w refrenach słychać mocniejsze dźwięki. Oprócz tego mamy dużo rozkładanych akordów i parę melodycznych, jednak pozostających w smutnych klimatach, motywów. Do gitary nienachalnie przygrywa bas, a do niego perkusja – można by powiedzieć, że nic specjalnego, ale taką koncepcję mieli muzycy i to doceniam. Klimat muzyki jest ciekawy, deszczowy, wieczorny. Mało tutaj pogodnych dźwięków. Jest to materiał bardziej do przemyśleń niż do rozrywki. 


Wydaje mi się, że gdyby do tych standardowych elementów muzycznych dołożone zostały jakieś interesujące syntezatory, może nawet syntetyczny bas, który nadałby wyraźnych rysów oraz harmonii, wszystko nabrałoby ciekawszego wydźwięku. Materiał na pewno nie jest koncertowy, dlatego nie wiem, jak będzie wyglądała promocja płyty, lecz myślę, że znajdą się koneserzy takich klimatów z brakiem przesterów, szybkich i dźwięcznych solówek oraz tempa, gdzie wszystko to zamienione zostało na delikatne, wyciszone, smutne dźwięki.
Wokalnie – powiem krótko: Przemek Wałczuk wypadł dość jednostajnie, jednak miał przed sobą niełatwe zadanie. Sądzę, że czasem niepotrzebnie ucieka się do stylu Ciechowskiego i stara się barwą trochę do niego upodobnić, ponieważ  jest to nie do odtworzenia.



Ocena moja nie będzie najwyższa, bo album ten ode mnie do dziennika dostaje ocenę 6/10 punktów. Jednak doceniam inicjatywę i podjęcie się trudnego zadania starcia nieco kurzu z postaci uznanego artysty. Na pewno punkcik wskakuje za okładkę, która jest przecudowna i nie mogę się na nią napatrzeć. Niestety ucieka troszkę punktów za brzmieniową monotonię. Z mojej strony chcę jeszcze życzyć zespołowi dużo ciekawych pomysłów, odgrzebywania więcej takich perełek i tworzenia z nich dobrych numerów. Powodzenia! 

Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka 
Link do albumu: https://play.spotify.com/album/6sW4E3NJTFVDWDIYQN2CVK
Zachęcam do wsparcia w zbiórce, przeznaczonej na rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

niedziela, 13 listopada 2016

Bobby The Unicorn - Wywiad; ''Rozplątałbym supły we wszystkich głowach, to byłby dobry początek.''

Skorzystałem z uprzejmości Darka Dąbrowskiego doszczętnie i oprócz utworów, które mi wysłał, zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. Dlatego, dzisiaj porozmawiamy sobie troszkę na temat nowej płyty pt. ''Syreni Śpiew'', jak powstawała, co zostało w niej zawarte, o stanie niemiłości i innych. Serdecznie zapraszam do czytania!



DI: Dzień dobry, dzień dobry! No i jak tam nastroje, po wydaniu płyty? 

Darek: Cześć! Nastroje są dobre, jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego, lubię te pierwsze miesiące po wydaniu krążka.

DI: Możesz nam streścić, jak wyglądała praca nad krążkiem?

Darek: Pierwsze zarysy utworów nagrywaliśmy zespołem już rok temu na próbach, po paru miesiącach nagraliśmy w studiu sekcję rytmiczną, ja swoje partie gitar i klawiszy robiłem już później na spokojnie z samym realizatorem Maćkiem Bąkiem . Teksty na płytę powstały na absolutnym końcu prac , wyjątkami są utwory „Sierpień” „Niemiłość”, które nagrywałem w wakacje już bez zespołu moją ulubioną starą metodą – jeden dzień – jeden utwór , tam tekst był jeszcze przed muzyką, a partię wymyślałem na bieżąco zasadą „rób jak dzisiaj czujesz, a będzie dobrze”. 

DI: A co chcieliście zawrzeć na płycie, jeżeli chodzi o warstwę muzyczną? Wszystko wyszło tak jak chcieliście, czy jednak coś byście zmienili? 

Darek: Nic bym nie zmieniał, nie mam problemu z niezadowoleniem czy niespełnieniem, nie szukam długo brzmień, mam wizje którą szybko realizuję nie patrząc nigdy za siebie. Zależało mi na udanym romansie współczesnej elektroniki, dyskotekowych syntezatorów, bitmaszyn oraz bardziej retro gitar charakterystycznych dla moich dotychczasowych nagrań.

DI:Dlaczego zawarłeś na płycie, tylko osiem utworów? Nie czujesz lekkiego niedosytu?

Darek: Wiedziałem że osiem utworów tworzy jedną większą historię i nie czułem, że potrzebne jest jakiekolwiek uzupełnienie i wydłużanie. Świadomie ofiarowuje na „Syrenim Śpiewie” konkretny ładunek emocjonalny, liryczny i dźwiękowy, myślę że Julia Marcell na „Proxy” kierowała się podobnym myśleniem również wypuszczając osiem piosenek. 

DI: A pomysł na okładkę? Osobiście mnie urzekła.

Darek: To efekt wspólnej pracy mojej grafik Karoliny ( Kara Mateusiak ) i mojej. Mieszkamy razem i lubimy włączyć wieczorem Mario kart na Nintendo, miło  też wspominamy wszystkie wersje pokemonów na Gameboy'a. Okładka to nostalgia za tym designem, za 8-bitami zwłaszcza. 


DI: A gdybyś miał podać, takie znaczące różnice między ‘’Utopią’’, a ‘’Syreni Śpiewem’’, to co by to było? 

Darek: Pierwszy album był bardziej surowy, na drugim byłem już bardziej świadomy budowania soundu oraz używania cyfrowych urządzeń. Oddaliliśmy się od bardziej rockowej stylistyki  na korzyść swobodnego tańca. 

DI: A skąd inspiracja właśnie, taką starą muzyką? Czytałem, że dla ciebie nawet wzmacniacze muszą być stare, aby jak najlepiej oddawały klimat.

Darek: Lubię muzykę filmową , zwłaszcza klimaty Tiersena, tam jest pod tym względem najsmaczniej. Na nowym albumie jedynymi starymi instrumentami były moje gitary z lat 70 i 80, resztę łańcucha postawiłem na współczesne i kreatywne zabawki. 

DI: Odnosząc się teraz troszkę do jednej z moich ulubionych piosenek na tej płycie, to czy spotkałeś się kiedyś ze stanem niemiłości?

Darek: Tak, „Niemiłość”  to bardzo osobisty tekst i jest o dorosłym życiu w wielkim mieście. Niby jesteśmy otoczeni ludźmi przypadkowymi czy znajomymi, ale to tak duże multiwersum, można się pogubić - zwłaszcza samotnie. 

DI: Jako artysta czujesz się czasem źle w takim  ‘’multiwersum’’? 

Darek: Lubię różnorodność, lubię jak coś mnie zaskakuje, czym więcej podróży, tym szersza perspektywa i dystans, a co za tym idzie- zdrowsza ocena życiowych bieżących spraw.


DI: Dostrzegasz rozluźnienie ludzkich więzi, to że gonimy za sprawami, które tak naprawdę można odłożyć na później? 

Darek: Pracowałem kilka lat w korporacjach będąc przekonany, że buduję coś ważnego dla siebie . Patrząc na związki zawiązujące się wśród współpracowników widziałem bardziej wygodę i dorosły zimny rozsądek wspomagany presją uciekającego czasu, aniżeli ogień i emocje. Po jakimś czasie budzę się jako człowiek bez emocji, który wystukuje cyferki do komputera zamiast upić się i oglądać gwiazdy z kimś ważnym .

DI: Pisząc recenzje ‘’Syreniego Śpiewu’’, zauważyłem że świetnie operujesz słowem, swobodnie poruszasz się po warstwie lirycznej. Skąd pomysły na te wszystkie teksty? Jest coś co Cię konkretnie inspiruje? 

Darek: Odnalazłem się w pisaniu po polsku. Właśnie ta zabawa słowem i wieloznacznością którą znam od zawsze wpłynęła na warstwę liryczną. Wciąż ciężko mi wplatać „nowe” wyrazy w swoje teksty, „ Koń Trojański” był pierwszym tekstem gdzie użyłem nowych słów związanych z techniką i internetem. Najwięcej satysfakcji daje mi minimalizm doboru słów, pojawiają się słowa istniejące wyłącznie w domysłach. Na nowym albumie teksty piszę już bez interpunkcji co zwiększa możliwości ich interpretacji. 

DI: Chcesz docierać do jakiegoś zamkniętego grona ludzi, czy chcesz aby twoje teksty były ogólnie dostępne, żeby każdy mógł je zrozumieć?

Darek: Jestem prostym chłopakiem i pisze proste teksty o szczerych emocjach, muzyka w dzisiejszych czasach jest ogólnodostępna i wygodna, mamy streamingi, nie musimy już kombinować z dostępem do muzyki, to wszystko jest takie proste , prawda?


DI: Jesteś bardziej pesymistą, czy optymistą? 

Darek: Optymista zdecydowanie, kocham życie i śmiejmy się częściej bo szaro tu strasznie. Chciałbym aby moją muzykę i słowa odbierano jak najbardziej optymistycznie, jako dobre nastawienie wobec życia, miłości czy niezależności w dorosłym życiu.

DI: Jeżeli mógłbyś uczynić jedną rzecz, aby świat stał się lepszy to co by to był? 

Darek: Rozplątałbym supły we wszystkich głowach, to byłby dobry początek.

DI: Powiedz mi gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli cię usłyszeć? 

Darek: W listopadzie gramy w Lesznie, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie , Bydgoszczy i Łodzi, szczegółowe informacje dostępne na naszym facebooku!

DI: Życzę powodzenia, udanej promocji płyty oraz dziękuję z wywiad!

Darek: Wielkie pozdrowienia !


Wywiad przeprowadził Przemek Ustymowicz, Dźwiękami Inaczej
Odpowiadał Bobby The Unicorn
Link do Facebooka: https://www.facebook.com/bobbytheunicorn/
Zapraszam, również do wsparcia bloga w zbiórce: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

sobota, 12 listopada 2016

Bobby The Unicorn - ''Syreni Śpiew'' [Recenzja]

Kiedy usłyszałem piosenkę „Niemiłość”, która pojawiła się w sieci, ciarki rozeszły się po moim ciele, a wdech zrobił się cięższy z zachwytu. Piosenka przylepiła się do mnie jak rzep i choćbym pragnął się jej pozbyć, nie było to możliwe. Właściwie to się z tego cieszę. 11 listopada, w Święto Niepodległości, Bobby The Unicorn powraca z nowym krążkiem, zatytułowanym „Syreni Śpiew”. Niezwłocznie „wziąłem płytę na warsztat”. Przekonajmy się zatem, z czym wychodzi do nas Darek Dąbrowski.



Na początek od razu na konto wskakuje plusik za udaną okładkę. Nawiązuje ona do starych, dobrych gier komputerowych i popkultury. Na pierwszym tle widzimy piękne błękitne morze, a po bokach góry, otaczające drogę do wysp. Na jednej z nich dostrzegamy syrenkę, której wizerunek opracowano graficznie w stylu gier lat 90, tych na pegasusa. Okładka jest strzałem w dziesiątkę, świetnie wprowadza w klimaty płyty i osobiście mnie urzekła. Brawo!

A co Bobby The Unicorn oferuje nam muzycznie? Cała płyta to udane połączenie brzmień standardowych z nowoczesnymi. Nieprzerwanie przeplatają się ze sobą, co w efekcie daje nam bardzo subtelną i przepełnioną emocjami muzykę, w której można się zagłębiać bez końca. Syntezatory nadają harmonii, a resztę odczuć wywołuje gitara, która wplata niezwykle udane motywy, jak np. w piosence pt. „Gwiazdozbiory”. Słychać w niej ciekawy, lekko wytłumiony motyw i właśnie takie zabiegi gitarowe sprawiają, że płyta jest bardzo melodyjna. Na uwagę zasługuje również świetny aranż – nie ma tu przypadkowych czy nietrafionych dźwięków. 


Oczywiście nie mogę pominąć dźwięków gitary z piosenki „Niemiłość”, w której buduje ona niepowtarzalny klimat poprzez rozkładane akordy, co bardzo mi się podoba. Całość dopełniają delikatne dźwięki syntezatorów. W rezultacie mamy jedną z lepszych piosenek na tej płycie i w ogóle w polskiej muzyce. Ciekawy utwór pod względem muzycznym to także „Amsterdam”, który w całości jest instrumentalny. Dużo w nim nowoczesnego brzmienia – od perkusji, przez syntezatory, aż do gitary, a wszystko rozkręca się z sekundy na sekundę, efektownie budując napięcie. 


Utwory mogą się wydawać spokojne i melancholijne, ale płynie z nich, w moim odczuciu, dużo pozytywnej energii. Myślę, że od słuchacza zależy, czy muzyka zawarta na płycie będzie miała optymistyczny wydźwięk, czy nie. Ta wieloznaczność interpretacyjna muzyki (będącej dla niektórych niestety tylko otoczką dla tekstów) stanowi dodatkowy walor albumu.
Muszę wspomnieć też o barwie głosu Darka Dąbrowskiego, delikatnej i niespotykanej. Teraz niech każdy wyobrazi sobie utwory z tej płyty śpiewane przez kogoś innego. Macie to samo odczucie? I choć momentami głos wokalisty może wydać się dość monotonny i za mało energetyczny, do tej płyty wyjątkowo pasuje.


Jeśli chodzi o same teksty, to bohater piosenek sprawia wrażenie osoby niespełnionej uczuciowo. W piosence „Niemiłość” mówi o tytułowym stanie niemiłości, o tym, że nie rozumie słów używanych przez osoby zakochane, że język ten język po prostu jest mu obcy i zapomniany. Ów stan zacierania się wartości miłości można odnieść także do współczesnego świata, który zdewaluował pojęcie miłości, zresztą nie tylko międzyludzkiej. Interesujący tekst ma również piosenka „Gwiazdozbiory”, zwracająca uwagę na przepełnienie świata różnorodnością, w której można się zgubić. „...Ty będziesz nawigować po całym multiwersum...” – słyszymy. 
Dużo na płycie niedomówień, zabawy słowem, niejednoznaczności. Teksty nie należą do łatwych w odbiorze, ale to dobrze – zmuszają do przemyśleń, a że dotyczą ważnych kwestii, stanowią wartościową lekturę, która stroni od schematów utartych w sztuce pisania.



W ogólnym rozrachunku płyta wypada całkiem nieźle. Jedyną wadą jest mała ilość utworów i to, że niektórym słuchaczom płyta może wydać się nużąca. W moim przekonaniu to naprawdę solidny kawałek materiału z udanymi aranżacjami i ciekawymi tekstami, które tylko z pozoru mówią wciąż o tym samym – dodatkowe treści wynikają z kontekstów i ich niedosłowności. 


Ja płycie do mojego dziennika wstawiam ocenę 8/10 (tyle, ile jest utworów, tyle punktów, ha ha). Życzę udanej promocji płyty na koncertach, następnego ciekawego krążka, może tym razem z większą ilością utworów, oraz powodzenia. Aha, chciałem także podziękować Darkowi Dąbrowskiemu, który na moją prośbę przesłał mi utwory, znajdujące się na płycie. Dziękuję bardzo i jeszcze raz powodzenia!


Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka

Zachęcam do zbiórki, która przeznaczona jest na rozwój bloga: https://pomagam.pl/xx9pbm26
Czytaj dalej »

środa, 9 listopada 2016

T.Love - T.Love [recenzja] „Ludzie podzieleni są, więc zróbmy tu balangę...”

Muszę przyznać bez bicia, że nigdy nie byłem wielkim fanem T.Love, jedynie parę utworów przewinęło się przez moje uszy – „King” czy „Warszawa”. Natomiast zdaję sobie sprawę, że zespół ten przez wiele lat swojej kariery zdobył ogromną grupę fanów. Mój tata zawsze zafascynowany był Muńkiem i jego twórczością, a z pokoju bądź garażu dobiegały słowa „Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje...”. Teraz T.Love powraca z nową płytą. Czy moje podejście do ich twórczości się zmieniło? Przekonajmy się! 


           Za okładkę płyty zatytułowanej po prostu „T.Love” jest odpowiedzialny znany Rosław Szaybo, który projektował  okładki np. dla Judas Priest i ich albumu „British Steel” czy płyty „Jazz” Milesa Davisa. Po takim uznanym grafiku spodziewałem się czegoś lepszego, czegoś, co będzie widoczne, niebanalne, wyjątkowe, czegoś, co będzie podkreślało całą twórczość zespołu, tym bardziej, że płyta nazywa się T.Love, jak zadecydował sam Muniek. A co dostajemy? Coś bardzo prostego i mało wyrazistego. Jaskrawe kolory, jak na ulicznych billboardach, nie mogły mnie zachwycić, chociaż podobno okładka wielu osobom się podoba.  


Zanim płyta weszła na rynek, w sieci dostępny był singiel „Pielgrzym”, później pojawiła się jeszcze piosenka „Marsz”. Wysłuchałem tych piosenek z dużą rezerwą, ponieważ, tak jak wspominałem, utwory T.Love zwyczajnie nie są w moim guście. Jednak „Pielgrzym” bardzo mnie zaskoczył, jeżeli chodzi o brzmienie. Przystępując do przesłuchania płyty, miałem zatem nadzieję, że większość piosenek będzie posiadała ciekawe partie gitarowe, a nie tylko dwa akordy na krzyż, grane ogniskowym biciem. No i tutaj zespół nie zawodzi. Na płycie słychać wiele ciekawych, rytmicznych i melodyjnych riffów. Dominuje gitara i myślę, że głównie z tego zespół jest znany. Jest skocznie i żwawo – właśnie za sprawą partii gitarowych, przy których od razu chce się skakać i szaleć. Materiał iście koncertowy. Piosenki, w których gitara naprawdę mi się podoba, to właśnie „Pielgrzym”, otwierający płytę, z dobrze ułożonym riffem oraz towarzyszącym mu, miłym dla ucha, dźwiękiem basu. 



 W piosence „Alkohol” gitara też brzmi ciekawie, jednak od razu usłyszałem znajomy riff, uderzająco podobny do tego z piosenki zespołu Jet pt. „Are You Gonna Be My Girl”. Klimatyczna zagrywa występuje także w utworze „Niewierny Patrzy na Krzyż”, gdzie z rytmem bębnów przypomina westernowe klimaty, rodem z filmów z Clintem Estwoodem.

Na płycie słuchać, że zespół z taką tradycją również podatny jest na nowoczesne brzmienia, jak jest to w przypadku innym zespołów, choć może nie są one tu tak uderzające. Nowatorskie brzmienia mamy choćby w „Pielgrzymie” – syntezator idealnie wpasowuje się w piosenkę, nadając fajnej świeżości. Utworem prawie w pełni elektronicznym jest „Ostatni Gasi Światło”. Nawet sam wokalista mówi w niej: „Zrobiliśmy taki numer disco...” Co może dziwne, zarówno muzycznie, jak i tekstowo bardzo mi się ten utwór podoba. Refren może rzeczywiście kojarzyć się z piosenkami Martyniuka, mimo to jest klimatyczny, chce się przy nim bujać, nadaje fajnego tła monologowi Staszczyka. Jednak utworem najlepszym według mnie jest „Lubitz i Brevik”. Piosenka mrocznie przenika przez słuchacza i w efekcie ma on odczucie, jakby sam siedział w mrocznej uliczce i słuchał słów kogoś naprawdę złego, pełnego pretensji i żalu.  


To, co na pewno cechuje tę płytę, to melodyczność oraz rytmiczność. Świetną robotę wykonała sekcja rytmiczna. Bas jest prosty, jednak wyraźnie słyszalny. Natomiast perkusja, co najważniejsze ani monotonna, ani zapętlona, nadaje utworom skoczności. Co jakiś czas słychać jakąś solówkę, która gdzieś przez parę sekund raczy nasze uszy, a czasem nowoczesne brzmienie, które niczym dobra przyprawa świetnie komponuje się w utworach.

Nigdy nie byłem fanem głosu Staszczyka, jednak nie mogę mu przyznać, iż nie jest specyficzny. Tutaj podoba mi się o wiele bardziej niż na innych płytach, z tym że dla mnie nadal to nie jest to. Oczywiście jest energicznie, momentami mocno, jednak ta barwa mnie „nie powala”. 

Po tym, jak usłyszałem „Błysk” zespołu Hey, wyjątkowo cenię długie, ciekawe monologi, mające ze śpiewem niewiele wspólnego, i chyba dlatego tak bardzo podoba mi się „Ostatni Gasi Światło”. Poza tym kawałkiem mam wrażenie monotonności w barwie i melodii głosu wokalisty.


Staszczyk porusza w piosenkach dość popularne tematy, dotyczące świata, różnych zagrożeń,  podziału w społeczeństwie, szczególnie tym polskim, co daje się słyszeć w piosence „Kwartyrnik”: „Ludzie podzieleni są, więc zróbmy tu balangę...” Ciekawym utworem, tak jak już mówił jest piosenka „Ostatni Gasi Światło”, przedstawiająca losy samego wokalisty, ale i Polski, z okresu  stanu wojennego i transformacji systemowej. Interesujący tekst ma też piosenka „Lubitz i Brevik”, która ukazuje obłęd w systemie oraz zbrodnicze zapędy osób niezrównoważonych psychicznie. Myślę, że jest się nad czym pochylić.



       Niestety tekstów, które przypadły mi do gustu, jest niewiele.  Niezbyt trafione słowa padają np. w piosence „Moi Rodzice”. Taka dedykacja to gest oczywiście bardzo zacny i piękny, jednak kiedy słyszę słowa „Po czwartej rano w tym szpitalu wyklułem się”, to wyobrażam sobie, jak Muniek wykluwa się z jajka niczym mały kurczak. Nie, nie, to zupełnie nie to. Można w tylu pięknych i niebanalnych słowach podziękować rodzicom i wyznać im miłość. Czy zatem musiał to być taki banał?!Żeby recenzja nie była zbyt negatywna, dodam, że podoba mi się, iż w tekstach nie owija się w bawełnę i czasami padają dosadne słowa – tak czasem trzeba śpiewać. Redaktor jednego z portali stwierdził, że Muniek jest jakiś wkurwiony, na tej płycie... Coś w tym jest!


          Płyta według mnie ma więcej minusów niż plusów, ale i te się znajdą. Za jej walor mogę uznać muzykę, która jest bardzo koncertowym, melodyjnym i wpadającym w ucho materiałem, a dodatkowo wpleciono w nią ciekawe nowoczesne brzmienie. Znajdziemy tu też kilka tekstów naprawdę mocnych, ukazujących  ponadczasowe wady Polaków i poruszających najświeższe tematy, takie jak np. problem uchodźców. Za to wszystko hmm... wystawiam płycie „T.Love” ocenę 5/10 – tak, aby fani byli zadowoleni, a ja nie działał wbrew sobie. Myślę, że fanom, którzy od lat słuchają piosenek tego zespołu wiele utworów wpadnie w ucho. Oczywiście nie zniechęcam osób, które nie spotkały się z twórczością T.Love. Wręcz przeciwnie, zachęcam do posłuchania. Czego mogę życzyć T.Love? Właściwie to niczego, ponieważ oni mają wszystko, ha ha. A tak na poważnie, to przede wszystkim kolejnych sukcesów! Do zobaczenia na koncercie! 


Recenzja - Przemek Ustymowicz
Korekta - Mariola Rokicka 
Link do płyty: https://play.spotify.com/album/0lwrNm3WZY1QIgNoUKcvAR
DI 
Czytaj dalej »

środa, 19 października 2016

Sonbird - Wywiad: ,,Jeśli ktoś, kiedyś mnie zapyta: „Kim byłeś wcześniej?”, to dam mu tę płytę''

       Sonbird to cztery młode osobowości, które tworzą spójną całość, wzajemnie się uzupełniając. Chłopaki pochodzą z Żywca i grają niedługi czas, bo od lipca 2015 roku. Jednak to co udało im się stworzyć do tej pory jest naprawdę znakomite! Ich EP-ka ''Wspomnienia z Poprzedniego Życia'', wywołała u mnie masę pozytywnych emocji, a utwory takie jak ''Ląd'', czy ''Błagam Cię'', mają ogromny potencjał, aby stać się ich koncertowymi, a może i nawet radiowymi szlagierami. Panowie zgodzili się, abym wziął ich na warsztat i wypytał o kilka kwestii. Zaczynajmy!




DI: Cześć Panowie! Jesień za oknami,  a więc jak nastroje? 

Tomek:  Najgorzej. Ja osobiście nienawidzę jesieni. To dla mnie taki czas, w którym się nic nie chce i nic się nie robi, a ciągle się narzeka, że coś jednak chciałoby się  zrobić ale nie ma na to mocy.

Dawid:  Ja natomiast jesień kocham. Jest to moja ulubiona pora roku. Troszkę depresji, troszkę radości i do tego piękna paleta barw na zewnątrz. 

Maciek:  Jesień to najpiękniejsza pora roku! Nastrój bardzo dobry.

Kamil:  Cześć! Nastroje po prostu, jesienne, czyli najlepsze! Żeby grać wolno trzeba się zadumać.

DI: Tak jak już wam mówiłem, nie chcę pytać o schematyczne rzeczy, jakimi jest nazwa zespołu, lecz z racji, że jesteście młodym zespołem, chcę zapytać o początek. Jak to było? Co was tak naprawdę połączyło?

Tomek:  Ja to znalazłem się w Sonbird przez przypadek, bo chłopaki chcieli grać bez basu, ale zmienili zdanie. Pewnego dnia około godziny 23, jak już szedłem się umyć zadzwonił do mnie Kamil i złożył mi taką propozycje, nawet się nie zastanawiałem, bo w sumie to bardzo chciałem z nimi grać. 

Dawid:  Po odejściu byłego wokalisty, zostałem zaproszony za mikrofon na jeden koncert. Po występie zostałem poproszony o drugi koncert. Potem już sam zapytałem, czy nie chcą więcej tych „tylko jeden” koncertów. 

Maciek:  Obecny skład, który dobrany jest idealnie połączyły zmiany personalne składu pierwotnego. Wierzymy, że właśnie tak miało być, jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. 

Kamil:  Myślę, że połączył nas cel. A jeśli jest cel i chcesz coś osiągnąć, to musisz to kochać, czyli w sumie połączyła nas też miłość, pasja, ciężka praca, dążenie, łzy, zawody i tak dalej. Na szybko powiem, że zanim powstał  Sonbird, przewinęło się przez niego kilka osób i teraz jesteśmy MY. I to jest chyba najważniejsze. Gramy tak jakoś ponad pół roku, także jest dobrze.


DI:  Jest was czwórka muzyków, natomiast kim jest Arek Pawlus? 

Tomek: Arkadiusz Packo Pawlus to nasz przyjaciel i realizator dźwięku, jest odpowiedzialny za to żeby wszystko ładnie brzmiało. Poza tym Packo lubi ostre kebaby i gra na perkusji.

Dawid:   Arek to nasz mega bliski przyjaciel. Odpowiada za brzmienie naszych utworów na każdym z koncertów. Jeździ sobie z nami, służy nam radą i robi kawał dobrej sztuki. 

    Maciek:  Arek to bardzo ważna osoba w naszym składzie, on też jest muzykiem, gra na perkusji, w naszym zespole natomiast jest realizatorem dźwięku, stoi za konsoletą i robi wszystko, by nasi odbiorcy byli komfortowo obdarowani dźwiękiem. 

    Kamil:  Arek Pawlus, czyli Packo jest naszym bardzo dobrym przyjacielem. A jak jest przyjacielem, to robimy też razem biznesy, czyli realizuje nam dźwięk. 



    DI:  Myślę, że chyba najgorętszy temat to wasza EP-ka ‘’Wspomnienia z Poprzedniego Życia’’. Może tak nawiązując do tytułu, wierzycie, że istnieje zjawisko reinkarnacji? Że człowiek, rzeczywiście może posiadać wspomnienia z poprzedniego życia? 

    Tomek:  Nie, tytuł nie ma nic wspólnego z reinkarnacją, życiem po śmierci i innymi takimi rzeczami. To taka metafora.  Wydanie jej było takim kamień milowy w naszym życiu i naszej twórczości, piosenki na niej zawarte są własnie takim odzwierciedleniem tego co działo się zanim udało nam się ją wydać. Teraz wiele rzeczy się zmieniło, własnie dlatego nazywamy tamten etap "poprzednim życiem".

    Dawid: Tak jak Tomek stwierdził, jest to metafora, zamknięcie jakiegoś etapu. A co do pytania odnośnie reinkarnacji, pewnie fajnie byłoby na chwile pobyć kurą, czy tam hipopotamem (śmiech). 

    Maciek:  Osobiście nie wierzę w coś takiego jak reinkarnacja, wierzę natomiast w Świętych obcowanie. Każdy z nas w przeciągu swojego życia, może mieć kilka etapów, kilka właśnie żyć. Dla przykładu, ktoś jest ciężko chory, wyzdrowiał, otrzymał zdrowie i życie, poprzednie życie wspomina. 

    Kamil: Nie, nie, nie, nie. Żadna reinkarnacja. Chodziło o coś innego, mianowicie, wyobraź sobie, że ktoś, kiedyś powiedział Ci takie słowa: „Zmieniłeś się!”. Niby ciągle taki sam, ale jednak inny. Tak samo było ze „Wspomnieniami z poprzedniego życia”, czyli nasze przeżycia, przemyślenia, doświadczenia przed nią, jak i w trakcie nagrywania. A poza tym, to o czym mogliśmy śpiewać, jak nie o tym co doświadczyliśmy, o jakimś wspomnieniu? Wspomnienie, może być nawet sprzed chwili. Chcemy być szczerzy.  
W momencie, gdy trzymasz ją w dłoni i wsłuchujesz się w te piosenki, masz odczucie, że to było kiedyś, to było coś fajnego albo strasznego, coś co Cię łączy z tą EP-ką bardzo emocjonalnie. Jeśli ktoś mnie kiedyś zapyta: „Kim byłeś wcześniej?” to dam mu tę płytę. 

DI: Szybka historia powstania EP-ki. 


Maciek: Nie chcemy zatrzymywać się ani na chwilę, wiedzieliśmy, że kiedyś musimy ją nagrać by iść dalej. Moment w którym zdecydowaliśmy się na ten krok był wtedy, gdy hm... po prostu wiedzieliśmy, że musimy ją nagrać w tym momencie. Co było bardzo dobrą decyzją, ponieważ nasz mini album przyjął się bardzo dobrze w gronie naszych przyjaciół znajomych i nie tylko. 

Kamil: Musimy nagrać EP-kę. Nie mamy pieniędzy. Mamy pieniądze. Nagrywamy. Wydajemy. Czujemy i bardzo się cieszymy.




DI: Są trzy utwory napisane po polsku, natomiast ‘’Help’’, po angielsku. Ja osobiście jestem zwolennikiem polskich tekstów, a u was jak to wygląda? 


    Dawid:  My zdecydowanie też. Ja jako wokalista wolę pisać po polsku, uważam, że to przepiękny język i potrafi oddać to, czego żaden inny. Wiadomo, mamy w repertuarze kilka anglojęzycznych piosenek, ale raczej można się spodziewać większości w naszym ojczystym.


    Maciek:   Jestem także zwolennikiem tekstów polskich. W naszym języku tak ładnie można mówić o swoich uczuciach, przeżyciach, miłości. Zdecydowaliśmy się by nagrać tę piosenkę z dwóch względów - pierwszy to sentymentalny, jest to piosenka którą stworzyliśmy z naszym poprzednim wokalistą Maćkiem, a drugi .. strasznie się nam podoba jej kompozycja.


    Kamil: Angielski jest bardzo melodycznym językiem i bardzo mi się podoba. Lubię słuchać piosenek po angielsku. Osobiście wolę pisać w tym języku, ponieważ, hmm...można się też trochę w nim ukryć. A po polsku każdy rozumie. I jako zespół będziemy raczej pisać po polsku, bo chcemy by ludzie rozumieli i myśleli przy tych piosenkach.



   DI: Czy Żywiec oraz okolice wpłynęły jakoś na treść tekstów? Jesteście w ogóle wstanie czerpać z miasta rodzinnego inspiracje? 


    Dawid:   Oczywiście. Całe nasze życie przez dłuższy okres się tam odbywało. Ludzie od których mamy największe wsparcie właśnie pochodzą z Żywca i jego okolic. Teledysk do Lądu powstał właśnie w Żywcu. Myślę, że ukazuje jego malownicze okolice. Jest tam wiele bliskich nam miejsc, osób, nasze rodziny. No i w Żywcu jest nasza salka prób, na której wszystko się zaczęło.

    Maciek:  Od początku naszego istnienia powtarzamy skąd jesteśmy, jesteśmy  bardzo dumni z naszego miasta. Ludzie w nim są bardzo życzliwi i dzielni. To bardzo urokliwe okolice, które na pewno w jakimś stopniu wpływają na nasze samopoczucie i charaktery. 

   
    DI:   A muzycznie co chcecie osiągać tworząc piosenki? Macie jakieś wytyczne, czy wszystko jest spontanicznym wynikiem?


    Tomek: Chcemy żeby nasza muzyka była w pewnym sensie lekarstwem dla ludzi. Chcemy przez nią pomagać i dawać ludziom powód do uśmiechu.

     
    Maciek: Nikt z nas nie jest mistrzem świata, ale nadrabiamy muzykalnością. Na pewno dużo słuchamy. Chcielibyśmy grać muzykę, którą słuchaliby ludzie.  Która się będzie podobać, chcielibyśmy mnóstwa uśmiechniętych ludzi na naszych koncertach.

    
    Kamil: Chcemy, żeby to była dobra i piękna muzyka, która poruszy serce, chociaż jednego człowieka, który ma z tym jakiś problem. Jeśli ma to wyjść spontanicznie, to niech wyjdzie, a jeśli ciężką pracą, to niech też wyjdzie. 





    DI:  A jak myślicie co jest bardziej inspirującym widokiem: zakochani ludzie, tryskający szczęściem, zapatrzeni w siebie, ślepieni piękną miłością, czy raczej samotność osoby, pewnego rodzaju wyobcowanie? 


    Tomek: Oba te zjawiska są inspirujące. 


    Dawid:  Bardzo dobre pytanie. Myślę, że zarówno te wesołe zjawiska jak i smutne są inspirujące. Często czyjeś przeżycia wpływają na mnie, przypominają o sobie kiedy piszę. Tak jak już wspomniano, zależy nam, żeby nasza muzyka była w pewnym sensie lekarstwem. Chcielibyśmy aby mogła spotęgować namiętność między zakochanymi oraz pomóc innym wyjść z dołka, depresji. 


    Maciek:  Każdy z tych widoków jest inspirujący na maxa. Wszyscy ludzie są inspirujący na maxa.


    Kamil: I to i to. Wszędzie są inspiracje, trzeba tylko zacząć patrzeć. Ważne, by mieć i dawać nadzieję. Czy to zakochanym, czy to bardzo smutnym.

   
    DI: Natomiast, jak wytłumaczycie te słowa, które znalazłem w opisie waszego FP na facebooku ‘’ Love is patient, love is kind. It does not envy, it does not boast, it is not proud''.  


    Maciek:  Wydaje mi się, że tutaj wszystko jest jasno wytłumaczone Pierwszy list do Koryntian 13:4-8. Życie w szczęściu tam jest wytłumaczone moim zdaniem. 

      
    Kamil: Chcemy by się ludzie kochali. By właśnie dawać tą nadzieję zakochanym, że będą w tym trwać i chcemy dawać nadzieję smutnym, że dla nich też jest szansa na wszystko. A tamten cytat, no to Św. Paweł był mądry, a trzeba słuchać mądrych. 


    DI:  A teraz znowu do muzyki! Jak powstają wasze numery? Kto jest za co odpowiedzialny? 


    TomekW 99% Kamil robi jakąś melodie na gitarze która jest bazą. Do piosenki i do tej melodii dogrywamy całą resztę. Ja coś plumkam na basie, Maciek wali w bębny, a Dawid śpiewa po norwesku układając linie wokalną i tak to się dzieje. 


    DawidPrzeważnie jest tak, że jeden z nas przynosi na próbę pomysły, z reguły jest to Kamil.Następnie siedzimy razem i działamy, do momentu w którym zaczynamy czuć dany utwór. 
No a jak nie czujemy, to odkładamy na „lepszy moment” 


Maciek:  Jak ktoś ma pomysł to nad nim siedzimy, każdy stara dograć swoją partię, jak słyszymy, że się klei to działamy, jak coś nie jest tam gdzie ma być, wkładamy do szuflady i sięgamy po niego kiedy do niego dojrzejemy. 


    Kamil: Ktoś przyjdzie z pomysłem i wokół tego pomysłu jakoś sobie tak latamy i próbujemy coś stworzyć. A czasami nawet to podczas zwykłego jam'u wychodzą ciekawe rzeczy. No chyba, że najdzie mnie wena, oczy zrobią się białe i wtedy wychodzą piosenki. 


    DI:  Właściwie to chyba trudno określić styl w jakim gracie?


    Tomek:  Chyba trudno. Ja szczerze mówiąc, nawet się nie zastanawiałem do jakiego gatunku przypisać  to co tworzymy.

Dawid:  I bardzo z tego powodu się cieszymy. Oczywiście czasami trzeba się pod coś podpiąć, kiedy jest mowa o konkursach albo coś. Wtedy wybieramy Indie oraz Art Pop.

    Kamil:  Bardzo trudno. Nie wiemy. Czekamy na mądrych! 



    DI:  Jak myślicie co może być takim ‘’Lądem’’, dla człowieka? 

    Dawid:  Ukochana osoba, dom, niebo, marzenia, wytrwałość.

MaciekKażda najdrobniejsza rzecz, uśmiech drugiej osoby, ranna pobudka, szklanka wody.  

Kamil: To się chyba dopiero kiedyś zrozumie. 


DI: Sonbird to raczej duży potencjał i przeogromny talent, czy ciężka praca? 

Dawid: Wierzyć, marzyć i pracować!  

Maciek:  Każdy z nas ma w sobie jakąś wrażliwość muzyczną, czujemy to całkiem inaczej a wszystko składa się w całość. Każdy z nas ma talent, ale ciężko pracujemy, gramy próby, spotykamy się by to co robimy było jeszcze lepsze, chcemy by było. 

Kamil: Myślę, że doświadczenia łączące się z poznawaniem, marzeniami i po prostu chęciami. Chcemy po sobie coś zostawić. 

DI: A kiedy płyta? 

Dawid: Aktualnie mamy całkiem sporo koncertów, coraz to nowsze propozycje. Marzy się nam, aby w grudniu wejść do studia. Myślę, że w przyszłym roku jest to bardzo możliwe. Przypominamy, że cały czas można kupić u nas naszą EP-kę. 


DI: A jak było na Skoda Music? 

Maciek:  Super przygoda, super ludzie, super organizacja, super ludzie, super jurorzy, i super ludzie! 

Dawid:  Genialna atmosfera, rodzinnie bardzo. Jest to dla nas ogromne wyróżnienie, że mogliśmy się tam pojawić i poznać Panię Katarzynę Nosowską i zamienić z nią kilka zdań. Wypas. Życzymy tego każdemu zespołowi. 

Kamil: Skoda, to było mistrzostwo świata. Jeszcze nie dotarło do mnie, co się właśnie wydarzyło. Niesamowita Pani Kasia Nosowska i nieopisywalny klimat. Ludzie bardzo wdzięczni i pomocni. I „Sonbird” wypowiedziany amerykańskim akcentem przez Pana Marcina Prokopa, to jest sztosik. Bardzo się cieszę, że mnie to spotkało.



DI: Czego byście sobie życzyli o czym marzycie?


Tomek: Mi się marzy zagrać koncert z Melą Koteluk, żeby zobaczyć minę Kamila w momencie jakby się o tym dowiedział. No bo Kamil jest jej wielkim fanem. A tak poza muzyką, to strasznie mi się marzy Chevrolet Camaro SS 69' koniecznie niebieski z dwoma szerokimi białymi pasami przez środek.

Dawid: Gitara Hollow Body, zdjęcie Maćka z Dawidem Podsiadło i wspólny koncert z Krzysztofem Zalewskim.

Maciek: Ja.. hmm żebyśmy jeszcze bardziej kochali to co robimy. I żebyśmy, nie bali się marzyć, a potem nie bali się wziąć tych marzeń i nie bali się ich robić.  

Kamil: Ja bym sobie chciał życzyć, żebym zawsze dobrze mógł żyć z Sonbirdami. Żebym stał się lepszym człowiekiem, takim serio widzącym dobrze. I chciałbym umieć mówić mniej. 


DI: No i na koniec oczywiście, czego słuchacie na co dzień?

Tomek: U mnie to w dużej mierze zależy od humoru. Ale jeśli chodzi o gatunek to wszystkiego. Od tego czym się inspirujemy np. Kings of Leon, Coldplay, przez house, electro aż do rapu. Pojedynczych zespołów i artystów nie będę wymieniał, ale jakbym miał patrzeć tylko na ten rok to powiem, że "Życie po śmierci" Ostrego to sztos.

Dawid: Ostatnimi czasy nowa płyta Kings Of Leon. Poza nimi to słucham polskich artystów. Ogółem, to staram się nie ograniczać i szukam nowych zespołów, wykonawców.

Maciek:   Muzyka, która oddziałuje na moją wrażliwość i nastrój to: Coldplay, James Bay, Sigur Rose, Keaton Henson, ale także dużo muzyki elektronicznej.. jazzu i muzyki klasycznej co bardzo fajnie rozwija świadomość muzyczną i muzykalność.

Kamil: Smutnych chłopców z gitarami i ładne piosenki. I takich piosenek wolnych, co jak ich słuchasz, to Ci kosmos w głowie wybucha od nadmiaru myśli i tego jak dużo jesteś w stanie zrobić, tylko musisz chcieć. Uwielbiam Damiena Rice'a, Keaton'a Henson'a, John'a Mayera, Bon Iver, James Bay, Kings Of Leon, Coldplay, Sleeping At Last, i wiele innych.

DI: Aha, no i gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli was usłyszeć?

Dawid: 22 października mamy przyjemność wystąpić na ‘’Inne Granie Festiwal’’ w Chorzowskim Centrum Kultury, 28 października gramy w Świnnej, niedaleko Żywca oraz 5 listopada gramy z zespołem SALK w Bielsko-Biała. 

DI:  Bardzo dziękuję wam za wywiad z mojej strony mogę życzyć wam powodzenia, aby wasze marzenia się spełniły i żeby kiedyś pojawiła się wasza płyta. Nie przestawajcie być po prostu sobą i twórzcie świetną muzykę jak do tej pory. Do zobaczenia, gdzieś na koncercie!

Tomek: Dziękujemy bardzooo.  

Dawid: Dziękujemy bardzo!!! Świetne pytania i mamy nadzieję, że do zobaczenia!

Kamil: Bardzo Ci dziękuję! Mam taką nadzieję i do zobaczenia!




Wywiad: Przemek Ustymowicz

Odpowiadali: Sonbird
Link do FB: https://www.facebook.com/sonbirdofficial/









Czytaj dalej »

Moja lista blogów