Człowiek ten
jak mało kto potrafi drążyć w ludzkich emocjach. Potrafi dotrzeć do miejsc,
których nigdy w życiu nie chcieliśmy odsłonić. Pierwszą płytą pt. „Bumerang”
Kortez zrobił takie zamieszanie, że zapewne gdzieniegdzie jeszcze tli się
ogień. Teraz smutny Pan z gitarą powraca z krążkiem pt. „Mój Dom”. Szczerze
długo nie mogłem zabrać się za tę płytę, ponieważ Kortez wyciska ze mnie rzewne
łzy. Po czasie postanowiłem jednak, że nie przejdę obok jego nowego albumu
obojętnie i tak powstało o nim kilka słów. Do dzieła!
Na okładce
widnieje sam artysta prawdopodobnie ze swoim synem. Ma to odzwierciedlenie w
treści płyty, dlatego uważam, że okładka choć prosta, to jest jednocześnie bardzo
wymowna. Ukazuje artystę jako odpowiedzialnego i czułego mężczyznę. A kiedy już
sama okładka rodzi w moich oczach drobniutkie łzy, to co musi być z treścią
płyty? Pierwszy i na pewno nie ostatni plus! Aha, no i ciekawostką może być to, iż okładka płyty Korteza, jest uderzająco podobna do okładki płyty „Blues” zespołu Breakout.
Zanim
przejdę do treści, która jest kluczowa na tym krążku, muszę zająć się towarzyszącymi
jej dźwiękami. Jedni piszą, że pod względem brzmieniowym Kortez niczego nowego
nie proponuje, inni przeciwnie – dowodzą, że „Mój Dom” to coś zupełnie innego
niż „Bumerang”. Sam nie wiem, co mam o tym myśleć. Dźwięk jest dla Korteza
narzędziem potrzebnym, aby jeszcze mocniej uwypuklić emocje zawarte w tekstach,
najważniejszych tutaj w mojej opinii. Uważam, że gdyby Kortez wyszedł na scenę
i zaczął recytować teksty na sucho, to i tak byłoby to mocne i podobnie
chwytałoby za serce.
Trudno nie zauważyć, że płyta
utrzymana jest w jednostajnym brzmieniu, nie ma tu patosu ani zbędnych
ozdobników, czyli nic nowego. Jednak nie jest to krytyka, bowiem naprawdę
dużych umiejętności trzeba, by nagrać piosenkę dwu- bądź trzyakordową, która
będzie uwielbiana przez ludzi. Aranżacje to szwadron niebywale smutnych
dźwięków, chociaż momentami słuchacz może popaść w złudną wesołość, np.
słuchając klawiszowego motywu w piosence „Pierwsza”.
Muzykę na
płycie tworzy świetna gra gitarowa połączona z równie świetnymi partiami
klawiszowymi, będącymi mocną stroną każdej piosenki Korteza. Gitara i klawisze
świetnie się przeplatają, są niczym Yin i Yang. Dodatkowymi smaczkami stają się
nienachalne syntezatory, które spajają całą warstwę muzyczną w odpowiednim
momencie, utrzymując przy tym melancholijny, lekko senny klimat, jak w piosence
„We dwoje”, czy kojarzące się z latami osiemdziesiątymi syntezatory w piosence
„Wyjdź ze mną na deszcz”. Oczywiście nie można zapomnieć o sekcji rytmicznej
bas („Nic tu po mnie”) i perkusji, która choć drugoplanowa, nadal odgrywa ważną
rolę, jak również o niesamowitych smyczkach, które pojawią się np. w piosence
„Dobry Moment”.
Tak jak już
wspomniałem, muzyka ma być ścieżką prowadzącą wprost do tekstów. Gdyby muzyka
była przepełniona popisami gitarowymi, klawiszowymi, turkotem basu i harmidrem
talerzy, wówczas słowo zostałoby zepchnięte na drugi, a może i nawet dalszy
plan, a przecież to ono jest dla Korteza najważniejsze. Postawiwszy na muzyczną
prostotę, artysta może dotrzeć z nim do słuchaczy w dobitny sposób. Moi
faworyci muzyczni: „Dobry Moment”, „Dobrze, że cię mam”, „Nic tu po mnie”.
Co można
powiedzieć o samych tekstach Korteza? Bez nadmiaru metafor i udziwnień językowych, a mimo to (a
może właśnie dlatego) potrafią wyciskać łzy, ponieważ sugestywnie opowiadają
prawdziwą historię. Kortez śpiewa o miłości i jej końcu, co jeszcze bardziej chwyta
za serce.
I tak piosenka pt. „Pierwsza” stanowi
wstęp do opowiedzianej na krążku historii. Wydawać by się mogło po pierwszych
dźwiękach, że jest to piosenka o beztroskiej miłości, ale tak jest tylko z
pozoru. W rzeczywistości to utwór o niełatwej relacji, a przy tym o poznawaniu
samego siebie: „Ciągle przypominasz mi, że nie mam szans być jak ty, ona jak
noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza”. Później otrzymujemy utwór „Dobrze, że
cię mam” ze słowami: „Zrób wszystko tak jak chcesz, na tyle mnie już znasz, byle
było tak jak jest”. Już nie mamy wątpliwości, że jesteśmy świadkami słodko-gorzkiej historii, wypełnionej
zawiedzionymi nadziejami i kłótnią: „ I znów mija nam już rok, to chyba właśnie
to. Kłótnia w nocy, papierosy”. Mimo
wszystko słuchacz nadal jest przekonany, że w bohaterze pali się ogień miłości,
taki, który może podpalić wszystko wkoło.
Każda
kolejna piosenka uzupełnia obraz prezentowanej pary. I tak np. w utworze „We
dwoje” pokazano, jak wady drugiej osoby przeszkadzają w codziennym życiu i
niszczą uczucie. Z kolei piosenka „Film przed snem” skupia się na toksyczności
związku i zdawaniu sobie z niej sprawy: „Widzę jak cierpisz ze mną, nie mogę
patrzeć jak cię ranię”. O bolesnym rozstaniu mowa natomiast w utworze „Dobry
Moment”, w którym słyszymy: „To dobry
moment, już nie czekajmy”. Jakie są skutki owego rozstania? To ukazuje piosenka
„Nic tu po mnie”: „I każdy słońca wschód wyjęty z tła ze zdjęć, na których
jestem sam na sam z innym kimś”, „Od teraz nic tu po mnie, jeśli nie ma cię
też”. Na koniec w piosence „Dziwny sen” widzimy bohatera w majaku sennym obserwującego to, co
miał, a co stracił bezpowrotnie: „Znowu mam ten dziwy sen, nasze łóżko i nasz
dom”.
Resztę
pozostawiam Wam! Uważajcie jednak, bo jest to historia mocna, która wyciska
łzy. Płyta ukazuje to, czego wszyscy się boją – utratę najważniejszych dla
człowieka wartości. Wymaga skupienia, nie można jej słuchać mimochodem.
Podsumowując:
album pt. „Mój dom” to krążek w jedną spójną fabułę zbierający osobiste
przeżycia samego artysty. Nie ma tu pustych słów ani pustych dźwięków. I co
ważne: Korteza nie dopadł syndrom drugiej płyty, gdyż przygotował nam płytę w
mojej opinii lepszą od poprzedniczki. Stąd moja ocena to 8/10. Życzę powodzenia
Kortezowi i pozostałym artystom! Oby dalej powstawały utwory tak piękne w swej
prostocie!
Recenzja: Przemek Ustymowicz
Korekta: Mariola Rokicka