Na całe sześć lat od wydania płyty pt.
„Plemnik” Panowie z Pogodno zniknęli. Oczywiście zniknęli tylko z zespołu, bo z
muzyką dalej mieli styczność, i to jaką! Teraz powracają z albumem „Sokiści
Chcą Miłości”. Właściwie trudno było się domyślać, co przyniesie nam ten krążek
– zespół lubi zaskakiwać, zresztą zaskoczeniem była już sama płyta. Ja na
początku miałem mieszane uczucia. Czy coś się zmieniło? Przekonajmy się.
Lecimy!
Już sama
okładka budzi we mnie skrajne emocje. Z jednej strony całkiem udany front, a z
drugiej strony coś w nim jest nie tak. Szczególnie chodzi mi o logo nazwy
zespoły, które przypomina tandetny bilbord informujący o jakimś klubie zza rogu.
Bez niego mielibyśmy całkiem ciekawą okładkę: bloki, symbolizujące codzienność
i szarą rzeczywistość, nad nimi różowe niebo, rozjaśniające całą przestrzeń. Słomka
wsadzona w blok na pierwszym planie może oznaczać, że Panowie z Pogodno („sokiści”)
wysysają z szarości i z dnia codziennego inspiracje i na tym się opierają – na
przedstawieniu zwykłego świata w jakiś ciekawy sposób.
Z
twórczością Pogodno zetknąłem się dość późno, bo dopiero wtedy, kiedy artyści
wypuścili do sieci singiel promujący płytę, czyli utwór „Tak To Teraz”. I
szczerze powiedziawszy, wsłuchiwałem się w tę piosenkę bardzo długo. Na ciele
miałem ciarki – utwór rozkręcał się z sekundy na sekundę i nikt nie spodziewał
się nadchodzącego wybuchu. Zwrotka ukazuje wirtuozerię muzyków, którzy w swobodny sposób bawią się
muzyką. Niby lekki bałagan, a jednak przemyślane wprowadzenie do sedna. Oto nadchodzi
refren i jest on popisem muzyków. Dołączają syntetyczne klawisze, wokal Jacka
Szymkiewicza, później perkusja, która podkreśla tempo i nadaje rytm, aż chce
się ruszać na boki, później słychać już tylko perkusję, zmieniającą piosenkę w
istne szaleństwo, na koniec wchodzi gitara, podrywająca do skakania – cudo!
Słuchając tej piosenki, zakochałem
się. Natomiast kiedy włączyłem płytę, tak szybko jak ją przesłuchałem, tak samo
szybko ją porzuciłem, co później okazało się moim faux pas. Byłem
zdekoncentrowany, a płyta wymaga spokojnego odbioru i ciszy. Trzeba podkreślić,
że zarówno muzyka, jak i teksty Pogodno nie są dla każdego, niekiedy wymagają
kilkakrotnego odsłuchania, nie można ich zatem porzucać za wcześnie.
Co do muzyki zawartej na płycie, to
czuwał nad nią Marcin Bors, dlatego nie ma opcji, że coś tu nie gra. Płytę
rozpoczyna „Cygan”. Długo trzyma nas w napięciu, płyniemy razem z basem, hi
hatem i uderzeniami o rant werbla. Wszystko rozkręca się powoli i monotonnie.
Dopiero po prawie dwóch minutach wchodzi wokal, który doskonale wpasowuje się w
muzykę. Słuchamy jej beztrosko, nie wiedząc, kiedy zaskoczy nas mocniejsze
uderzenie. Takich utworów jest cała masa. Jaki jest ich główny atut? Przede
wszystkich czuć w nich ogromną zabawę, a przy tym opracowane zostały w pełni
profesjonalnie. Słuchacz cały czas podąża za wyrazistym basem, lekkimi
syntezatorami, subtelnie kołyszącymi się pomiędzy dźwiękami, oraz nieprzesadzonymi
przesterami gitar, które raczą go melodycznymi riffami ( „Miłość (Jedna)”).
Co ważne, muzycy ustrzegli się
powtarzalności. Odbiorcom proponują niespodziewane przerwy („Cygan”) i nagłe
wyciszenia („Chcieć błyszczeć”).
Różnorodność widać również w obrębie całej płyty. Dostajemy rockowy
utwór „Miłość (Jedna)”, później
nadchodzi kawałek „Tak To Teraz (Slight Return)” o hip- hopowym wydźwięku,
następnie słyszymy bardziej Organkową „Właścicielkę”, a na koniec tytułową
piosenkę „SCM”, utrzymaną w klimacie indie rocka.
Jest energicznie, ale też melancholijnie.
Jest szaleństwo, ale nadchodzi także moment wyciszenia. Do najciekawszych
kawałków należą „Miłość (Jedna)”, zwariowana piosenka, wypełniona rytmem i
radością, z głosem wokalisty przypominającym głos Dawida Zająca z Neonów, oraz równie
dynamiczna piosenka „Znienacka”. Mimo ogromu energii artyści nie pozwalają się
nam nią zachłysnąć, co jest bardzo dobry zabiegiem.
Co nie przypadło mi do gustu? Na
pewno piosenka „Szkoda, że nareszcie” – za sprawą zmodyfikowanego mówionego
wokalu kobiety. Jedni powiedzą, że to kwintesencja twórczości Pogodno, jednak ja
tego nie kupuję. Nie spodobało mi się także to, że czasem Jacek Szymkiewicz
śpiewa szybko i niewyraźnie, a jego głos nie wpasowuje się w melodie, co buduje
pewien efekt monotonii. Oczywiście nie mogę odebrać mu jego sprawności,
ponieważ zaskakuje nas różnorodną barwą w wielu piosenkach – od subtelności,
melancholii, aż po pełen energii krzyk. Trzeba także dodać, że głos Jacka
Szymkiewicza należy do kategorii brzmień, które albo się kocha, albo nienawidzi.
Co do formy lirycznej, to trzeba
przyznać, że jest nietypowo. Jedni mogą powiedzieć, że to zwykły bełkot. Trzeba
jednak dobrze wsłuchać się w tekst, by wyłapać zabawy słowne. Już sam tytuł
płyty podkreśla wieloznaczność słów. Sokista to potoczna nazwa strażnika
ochrony kolei, ale słowotwórczo bliżej mu do miłośnika soków, co podkreśla słomka
od soku w kartoniku widniejąca na okładce. Teksty piosenek są pełne różnorakich
skojarzeń, mocnych słów i humoru: „Trzeba nie pluć na porno, tam też pracują
ludzie”. Nie brak tu również poetyckich ujęć czy przysłowia zbudowanego
na biblijnym cytacie: „Kto sieje wiatr, ten zbiera burze”. Czy artyści
drwią z naszego stylu życia i ciasnych form, głosząc: „Na niebie ptaki dają
radę bez ojczyzn i bez banków”? Jeśli tak, to dobrze. Jak najczęściej piętnować
trzeba nasz materializm i ksenofobię.
Podsumowując: płyta jest pełna
energii i wykwintnych rozwiązań muzycznych. Zgranie syntezatorów z gitarami,
wyrazisty bas brzmiący w synchronii z perkusją, wielość barw głosu Jacka
Szymkiewicza i do tego błyskotliwe teksty – to musi się podobać. Do kilku
kwestii można by mieć uwagi, jak do wszystkiego, bo nic nie jest idealne.
Powrót ten zaliczam do udanych. Moja ocena to 7/10. Życzę powodzenia całemu
zespołowi!
Recenzja: Przemek Ustymowicz
Korekta: Mariola Rokicka
Link do płyty: https://open.spotify.com/album/2jDKUV3OohhHdIN93ssdGK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz