Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 7 października 2017

Powrót! Ważne albumy #1

                               Puk, puk! Kto tam? Tak, tak, nie było mnie bardzo długo, ale  powracam wraz z tą przykrą dla ducha i ciała pogodą. Ominęło nas sporo ciekawych nowości, ale teraz wracam. Na jak długo? Tego nie wie nikt… Cieszę się z tej chwili tym bardziej, że jesień, a szczególnie październik przyniesie nam ogrom ciekawych albumów. Jednak przed tymi wszystkimi „pysznościami” chciałem wprowadzić jedną z kilku nowych serii. Mianowicie porozmawiamy o albumach, które są dla mnie szczególne, na których się wychowałem i do których wracam z ogromnym wzruszeniem. Dzisiaj na nasz „piekielny ruszt” weźmiemy dwa z nich.  Przygotujcie kubek ciepłej herbaty i zaczynamy. W drogę!
        
Pierwszym albumem, od którego muszę zacząć, jest „Wszystko Jedno” zespołu Happysad. Jest to krążek wyjątkowy i właściwie nie chodzi tu tylko o same piosenki – po prostu od tej płyty wszystko się zaczęło. Nie będę ukrywać, że fanem tego zespołu jestem od lat, a  stał się on moim ulubionym zespołem właśnie za sprawą wspomnianej płyty, wydanej w 2004 roku. Oczywiście jeszcze wtedy nie myślałem o muzyce na poważnie, beztrosko hasając razem z przyjaciółmi po podwórku. Wtedy roztrząsałem problemy dla wieku typowo młodzieńczego. Przygoda moja z Happysadem na wyższym już poziomie zaczęła się w roku 2007, kiedy to grupa wydała „Nieprzygodę”, ale to temat na inny artykuł.




Utwory z „Wszystko Jedno” poznałem dzięki sieci. Przypominają mi się długie i leniwe wieczory, kiedy w moim pokoju rozbrzmiewały utwory takie jak: „Partyzant K.”, „Zanim pójdę”, „Hymn 78” czy „Psychologa!!!”. Ich teksty tkwią we mnie do dziś, a kiedy jestem na koncercie i któryś z tych utworów rozlega się po klubowej sali, zawsze pojawiają się u mnie silniejsze emocje. Album ten zaszczepił we mnie miłość nie tylko do zespołu, lecz także do muzyki rockowej czy muzyki gitarowej w ogóle.


O samej warstwie muzycznej można mówić bardzo długo, albo można ją opisać kilkoma prostymi słowami. Prostymi, bo właśnie taka jest muzyka zapisana na tej płycie. Jest tu dużo uproszczeń, fakt, może nawet niedoskonałości, za to ile energii! Muzyka jest banalna - kilka akordów, mało wymyślne tonacje, ale czy to źle? Piękno tkwi w prostocie – powtarzam to od zawsze. Nie ma tu wymyślnych solówek, tappingu, bendingu i innych niestworzonych technik. Jest melodia! To wystarcza. Do tego dochodzą wstawki Cegły, które już wtedy były majstersztykiem i do dzisiaj są nie do podrobienia.

  Myślę, że właśnie te czynniki sprawiają, że omawiana płyta jest wyjątkowa, a starsi fani Happysadu uważają ją za najlepszą. Niektórzy przy okazji twierdzą, że Happysad skończył się na „Ciepło/Zimno”, jednak czy tak jest rzeczywiście? Oczywiście, że nie. Płyta „Wszystko Jedno” to dopiero zalążek tego wszystkiego, co przez lata udało się wypracować grupie na scenie. I pięknie jest uczestniczyć razem z zespołem w owej przemianie, jak z małej niepozornej larwy, rodzi się po latach, jeden z najpiękniejszych motyli na świecie. Kiedy porównamy płytę z 2004 roku z najnowszą płytą „Ciało Obce”, dostrzeżemy, w jakim stopniu zespół się rozwinął.  Myślę, że bez tych 13 lat, które dzielą obie płyty, nie byłoby dziś takiego utworu jak „Heroina” – jednej z najpiękniejszych piosenek, jakie słyszałem, z solówką na saksofonie wyciskającą łzy z moich oczu. Wszystko musi dojrzeć – od człowieka, przez teksty, po muzykę.



A co do samej warstwy tekstowej zamieszczonej na płycie „Wszystko Jedno”, to teksty na pewno są chwytliwe. Kto nie zna słów „Miłość to nie pluszowy miś…”? Zna je chyba każdy, nawet osoba, która na co dzień nie wsłuchuje się w twórczość chłopaków. Piosenki dotyczą młodzieńczego buntu, ukazują świat z perspektywy niedoświadczonego człowieka, kogoś, kto tego świata nie rozumie, kto w odpowiedzi na swoje cierpienie reaguje drwiną. Jednak wymowa albumu jest pozornie optymistyczna: na koniec zawsze znajdziemy światełko w tunelu, chęć do życia, pozytywną myśl, „że nie jest źle, że to wszystko ma jakiś sens”.

Krążek „Wszystko Jedno”, choć nie jest moim ulubionym albumem  spośród wszystkich wydanych przez Happysad, ma dla mnie wartość sentymentalną. Od niego zaczyna się praktycznie historia grupy i moja pasja, jaką jest muzyka, ponieważ to Happysad ukształtował mnie muzycznie, już wtedy dostarczając mi wiele inspiracji muzycznych i lirycznych.

Drugą płytą, który chcę przywołać, jest „Miłość w Czasach Popkultury” zespołu Myslovitz. Z przyjemnością powracam do tego krążka wydanego w 1999 roku. I chociaż moja miłość do grupy niestety się wypaliła, miłość do albumu nadal trwa, zwłaszcza że on również miał ogromny wpływ na mój gust muzyczny i moje muzyczne oczekiwania. Piosenką, która została we mnie na zawsze, jest najbardziej rozpoznawana piosenka tej grupy, czyli „Długość Dźwięku Samotności”. To utwór o każdym z nas, trochę o mnie i o Tobie, bo każdy lubi „schować się na jakiś czas”. Ja w takich chwilach chowałem się w kącie pokoju i słuchałem Myslovitz.



Za co cenię twórczość Myslovitz? Za genialną delikatność w warstwie muzycznej. Wsłuchując się w nią, widzę krakowskie uliczki, przemoczoną kostkę brukową, zapalone światełka w oknach lokali, ledwie tlące się latarnie. Idę przez noc sam i dobrze mi z tą samotnością. Teraz już wiem, że każdy jej potrzebuje. Dzieje się tak za sprawą niezwykle sugestywnego obrazu świata zbudowanego przez Artura Rojka, świetnie przy tym operującego słowem. Uwagę zwraca także muzyczna różnorodność albumu. 
Kiedy trzeba, gitara huczy i jazgocze, dostarczając brzmienia pełne pogłosu (brawa dla Wojtka Powagi). Klimatyczne bębny trzymają nas w napięciu, bo nigdy nie wiemy, kiedy nastąpi wybuch, tak jak np. w piosence „Zamiana”. Wyrazistości dodaje płycie delikatność gitar akustycznych w połączeniu z jedynym w swoim rodzaju głosem Rojka. Uważam, że krążek ten jest jednym z najlepszych, jakie ukazały się na polskiej scenie muzycznej. Usiądźcie, włączcie go i posłuchajcie!


Myślę, że na razie wystarczy moich wspomnień. Powrócę do nich niebawem, bo choć ważne jest poznawanie nowych rzeczy, warto czasem wrócić do tego, na czym się człowiek wychował. Ach, piękne czasy minione!


Tekst: Przemek Ustymowicz
Korekta: Mariola Rokicka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja lista blogów